piątek, 26 kwietnia, 2024

Z cyklu mól książkowy poleca: Literatura lekarstwem na pandemię

W czasie pandemii, przedłużającego się kryzysu zdrowotnego, ekonomicznego, społecznego, wielowymiarowego, proponujemy odskocznię – cykl literacki, w którym nasz autor poleca propozycje książkowe pozwalające przetrwać nam ten niewątpliwie trudny dla wszystkich czas. „Potrzebowałem katalizatora. Także enklawy duchowej niezależności wobec propagandy i wszechobecnych „narracji”. I przyszło oczyszczenie.  Książki (oprócz rzecz jasna innych form aktywności) okazały się odskocznią do zdrowia psychicznego i duchowej równowagi. Od lipca przeczytałem 88 powieści, zbiorów opowiadań oraz tomik wierszy. Polecam tę terapię każdemu!” – pisze Andrzej Siwoń.

 

 

Z cyklu mól książkowy poleca: Literatura lekarstwem na pandemię

Jako najlepsze lekarstwo na pandemię polecam Państwu…książki. Na mnie rzeczona sytuacja oddziaływała (i nadal oddziałuje) bardzo negatywnie. Wielowymiarowy kryzys jest szczególnie dotkliwy dla ludzi, którzy bardzo wysoko w hierarchii wartości stawiają wolność (tak, chwilami będzie górnolotnie). Gdy odnotowywałem u siebie kolejne objawy rozstroju nerwowego postanowiłem coś zrobić i uciec do przodu. W tym czasie od roku nie przeczytałem nic prócz coraz bardziej frustrujących wiadomości na temat wszechogarniających objawów kryzysu społecznego, ekonomicznego, politycznego, prawno – aksjologicznego i Bóg wie jakiego jeszcze. Potrzebowałem katalizatora. Także enklawy duchowej niezależności wobec propagandy i wszechobecnych „narracji”. I przyszło oczyszczenie.  Książki (oprócz rzecz jasna innych form aktywności) okazały się odskocznią do zdrowia psychicznego i duchowej równowagi. Od lipca przeczytałem 88 powieści, zbiorów opowiadań oraz nawet tomik wierszy. Polecam tę terapię każdemu!

Chciałem Państwu na początek polecić 3 pozycje, każda z trochę innej beczki. Nie będą to nowości wydawnicze (chociaż takich też sporo poznałem), ale raczej okryta urokiem patyny klasyka, w różnym wydaniu. Perły z lamusa.

Dla wielbicieli kryminału, sensacji, thrillera: „Lalka na łańcuchu” Alistair MacLean (autor m. in. „Dział Nawarony”, „Tylko dla orłów”).

Klasyk gatunku, jeden z najpoczytniejszych pisarzy tego rodzaju literatury. Agent Interpolu Paul Sherman i jego 2 współpracowniczki na specjalnej misji w Amsterdamie, na tropie bezwzględnych (i niejednokrotnie psychopatycznych) handlarzy narkotyków. Dlaczego warto? MacLean to po pierwsze styl: niezrównany sarkastyczny, czarny humor w pierwszoosobowej narracji; po drugie zwarta konstrukcja i akcja trzymająca w napięciu od pierwszej niemal aż do ostatniej dosłownie strony; tu się opowiada nie gadaniem (skądinąd dialogi bardzo błyskotliwe), lecz poprzez talent inscenizacyjny (każda scena jest sugestywnie, plastycznie odmalowana, pozwala czytelnikowi na szybką orientację w przestrzeni – jakbyś tam był. Nie chcąc spoilerować, poprzestanę na tym, że mnóstwo scen inscenizacyjnie Państwa zaskoczy, wiele rzeczy okaże się nie takimi jakimi zdawały się na początku, a to wszystko spowite sugestywną atmosferą mrocznych zakamarków Amsterdamu. Książka została napisana w późnych latach 60. Warto przenieść się do nie tak odległej jeszcze rzeczywistości sprzed ery Internetu, wszechobecnych multimediów, kiedy człowiek postawiony w sytuacji ekstremalnej był pozostawiony tylko sobie samemu i zależał od własnej zręczności, wytrzymałości, niezłomniej woli życia oraz inteligencji praktycznej. Tak, człowiek w sytuacji ostatecznej, to bodaj najciekawszy aspekt prozy MacLeana. Reasumując warto przeczytać tę zwartą historię sprzed ery obowiązkowego kilkusetstronicowego wodolejstwa, które nas ogarnia, odkąd komputer i Internet stały się powszechnymi narzędziami pracy. Znakomita rozrywka. (7/10, więcej niż dobra)

Dla koneserów literatury najwyższego lotu: „Homo Faber” Max Frisch.

Powieść szwajcarskiego pisarza z 1956 r. została zekranizowana przez Volkera Schlöndorffa. Ja jednak gorąco polecam przeczytanie tego niemal arcydzieła całkowicie czystym, otwartym na ile to możliwe umysłem (odpowiedź zawarta jest w samej istocie utworu), nie czytajcie żadnych streszczeń, nie oglądajcie wcześniej filmu, nic. Wtedy wstrząsa do głębi. Wyobraźcie sobie współczesnego człowieka, nieodrodnego syna cywilizacji technicznej – chłodnego racjonalistę, pragmatyka, pozornie pozbawionego uczuć, pojmującego i opisującego rzeczywistość poprzez formuły matematyczne, postrzegającego tylko mechanistyczne zależności przyczynowo – skutkowe materialistę. Jego język, a mamy tu do czynienia z narracją pierwszoosobową, jest niemal pozbawiony pojęć odnoszących się do wyższych uczuć, kategorii metafizycznych, kategorii abstrakcyjnych spoza nauk ścisłych. Świat widzimy z jego punktu widzenia.  Słowem bohater symbol naszych czasów, a jednocześnie człowiek z krwi i kości. Przydarza mu się coś, co nie powinno się przytrafić, bo prawdopodobieństwo jest jak jeden do miliona, jak główna wygrana na loterii. A jednak się zdarza. Prawdopodobnie wielu z nas odczułoby na jego miejscu metafizyczny dreszcz, doszukiwało się wyższego sensu, rzekłszy tylko tyle by nie stawiać kropki nad i. Tytułowy Walter Faber z początku próbuje ogarnąć tę niesamowitą i straszną rzecz w granicach pojmowanego przez się świata. Mówi, że przecież prawdopodobieństwo każdego z kilkumilionowych zdarzeń jest takie samo. Po prostu. To pierwszy powód dlaczego ta książka jest niezwykła – rzecz nieprawdopodobną opowiada jako coś zupełnie prawdopodobnego. Po drugie, żadna chyba opowieść nie pokazała w tak dobitny sposób, że „granice mojego języka są granicami mojego świata”. Jest wiele innych walorów, m. in. fascynująca gra motywami z literatury antycznej. By nie ulec pokusie opowiedzenia zbyt wiele, pozostawię z pytaniem: czy skutkiem ostatecznego doświadczenia Homo Faber, człowiek o całkowicie zamkniętym światopoglądzie pozostanie do końca tym kim był, czy stanie się kimś zupełnie innym? Odpowiedź znajdą Państwo w powieści Maxa Frischa. (9/10, prawie arcydzieło)

„Śmierć pięknych saren” Ota Pavel.

Literatura czeska, zbiór opowiadań, który jest jednocześnie zbiorem wspomnień z dzieciństwa i młodości, wspomnień słodko – gorzkich, pełnych smutku i szczęścia zarazem, łączących poezję oraz trywialność, prawdę i fantazję, w ten cudowny, tajemniczy sposób, w jaki tylko w literaturze czeskiej jest to tylko możliwe (miłośnicy prozy Bohumila Hrabala dotknęli tej tajemnicy wielokrotnie). Jest tu wojna, jest doświadczenie komunizmu, ale przede wszystkim jest ślepy pęd do kontaktu z naturą w instynktownym poszukiwaniu mitycznej Arkadii. Większość opowiadań koncentruje się wokół niezwykłej postaci ojca, geniusza handlu, namiętnego wędkarza, człowieka przedsiębiorczego i operatywnego, a zarazem niespokojnego ducha, wiecznie poszukującego, no właśnie: czego? Czym jest szczęście? Czy naprawdę mieszka w krainie dzieciństwa, która wcale nie jest taka beztroska jak to się zwykło mawiać…Czy jest czymś stałym czy chwilowym? Czy w ogóle jest uchwytne? Czy w ogóle uświadamiamy je sobie w danej chwili gdy przeżywamy, czy może rozumiemy je poniewczasie? Wbrew poważnym pytaniom, nie jest to literatura ciężka, trudna, jest tu mnóstwo niepowtarzalnego, czeskiego humoru. Książkę w szczególności polecam tym, którzy kochają naturę i łowią ryby. (8/10 – wybitna).

(Tytuł i lead pochodzą od redakcji)

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img