sobota, 27 kwietnia, 2024

SZOK! Oskarżony, że zabił własne dzieci wyjdzie na wolność?

 

To prawdziwy szok! Jak wynika z doniesień medialnych Piotr P., który wg śledczych zamordował – na przestrzeni lat – dwójkę maleńkich dzieci, wyjdzie na wolność! Stanie się tak, ponieważ według sądu odsiedział już wystarczająco długo – bo cztery lata. I nie ma groźby, że będzie mataczył. Od decyzji odwołała się prokuratura okręgowa w Warszawie. Wg śledczych istnieje groźba, że mężczyzna ucieknie.

 

Sprawa Piotra P. była jedną z bardziej wstrząsających afer kryminalnych w stolicy. Opisywaliśmy ją również na naszych łamach. Najpierw – wg oskarżenia – doprowadził do zachłyśnięcia  trzymiesięcznej córki, a gdy ponownie został ojcem – roztrzaskał główkę malutkiego synka. Pierwszą zbrodnię udało mu się ukryć, prawda wyszła na jaw dopiero po śmierci drugiego dziecka. Jak pisaliśmy w sierpniu 2020 roku, Piotr P. poznał późniejszą żonę  podczas studiów. Po kilku miesiącach kobieta zaszła w ciążę, a jej partner nawet nie ukrywał niezadowolenia i namawiał przyjaciółkę do aborcji. Ona jednak kategorycznie się nie zgodziła. Pod koniec 2015 roku para wzięła ślub. W styczniu 2016 roku na świat przyszła ich córka. Po trzech miesiącach doszło do dramatu.

Zbrodnia gdy mama poszła do sklepu

Tamtego dnia mama  poszła do sklepu, dziewczynką opiekował się ojciec. Gdy kobieta wróciła mąż zapewniał, że córka śpi, ale ona zajrzała do sypialni – z przerażeniem zobaczyła, że mała nie daje oznak życia. Próbowali ją reanimować, wezwali pogotowie, ale niemowlęcia nie uratowano. Wszyscy myśleli, że dziecko się zachłysnęło.

Dziś prokuratura twierdzi, że to było zabójstwo, a w akcie oskarżenia przedstawiła makabryczny opis śmierci dziewczynki. Piotr P. najpierw wywołał u córki wymioty, a później za pomocą tzw. gruszki zassał częściowo strawiony pokarm, aby po chwili ponownie wprowadzić go do dróg oddechowych – w ten sposób spowodował zachłyśnięcie.

Synek też zginął

Kilka miesięcy po śmierci córeczki, kobieta ponownie zaszła w ciążę – urodziła syna. Po poprzedniej tragedii, a także z powodu słabego zdrowia chłopca, matka nie odstępowała maleństwa na krok. Po długim pobycie w szpitalu, maluch wrócił do domu. Był 6 września 2017 roku. Dwa dni później ojciec wziął syna na ręce, aby zanieść do wózka… Rzekomo niósł malucha, ale się potknął o dywan, stracił równowagę, syn wypadł mu z rąk i uderzył o podłogę. Piotr P. pojechał z żoną i dzieckiem do szpitala. Stan pięciomiesięcznego chłopca był ciężki. Nie udało się go uratować. Liczne obrażenia (m.in. pęknięte kości czaszki) spowodowały, że lekarze nie uwierzyli w nieszczęśliwy wypadek, o którym opowiadał ojciec niemowlaka.

Według późniejszej opinii biegłych chłopczyk miał zbyt wiele poważnych obrażeń, aby mogły powstać po przypadkowym upadku. Stwierdzono, że dziecko wręcz skatowano, jego główką uderzano z dużą siłą. Po zakończeniu śledztwa mężczyzna został oskarżony o zabójstwo dzieci, a także nakłanianie żony do przerwania ciąży. Nie przyznał się do winy. Podczas procesu 27-letni Piotr P. przekonywał, że nigdy nie planował nikomu zrobić krzywdy.

Mężczyźnie grozi dożywocie. Jednak Sąd podjął decyzję o wypuszczeniu oskarżonego. Prokuratura się odwołuje.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img