Przez najbliższych sześć dni trwać będzie protest ratowników medycznych w Warszawie. Karetki nie wyjechały do pacjentów. Ratownicy protestują przeciwko niskim pensjom fatalnym warunkom pracy. W środę na ulice stolicy nie wyjechała połowa karetek. W kolejne dni ma być podobnie.
O fatalnej sytuacji w stołecznym ratownictwie medycznym słychać od dawna. Ratownicy narzekają na niskie pensje oraz fatalne przepracowanie. „Normą” jest sytuacja, w której pracownik karetki dni wolne przeznacza na pracę gdzie indziej. Na przykład w innej firmie świadczącej usługi ratownictwa medycznego. W efekcie jakość usług może być niższa. – Doskonale rozumiem kolegów. Żenująco niskie pensje, przepracowania, a do tego w pandemii musieli wysłuchiwać wyzwisk od rodzin pacjentów. Tego napięcia wiele osób nie wytrzymuje – mówi Marcin, który w pogotowiu przepracował kilkanaście lat. Odszedł z pracy już po pandemii.
W ostatnich tygodniach media alarmowały o narastającym buncie i możliwym proteście. W środę, 1 września ratownicy zrealizowali swoje zapowiedzi. Wielu z nich po prostu nie przyszło do pracy. W efekcie na ulice miasta nie wyjechało ponad 40 karetek. Ponad połowa z obsługujących stolicę. Jak informowały media pierwszego dnia protestu dwa razy do pacjentów musiały wylatywać śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Powodem był brak zespołów medycznych. Protest ma trwać jeszcze sześć dni. (az)