czwartek, 28 marca, 2024

Sądy, reformy, mężowie stanu. Rzecz o straconej szansie (ANALIZA)

Andrzej Duda i Tomasz Grodzki. Pierwsza i trzecia osoba w państwie. Każdy z nich zmarnował szansę. Na realną reformę wymiaru sprawiedliwości, budowę społeczeństwa obywatelskiego, zakończenie wojny polsko-polskiej. A przede wszystkim – zapisanie się w historii i pamięci rodaków jako mężowie stanu. Obaj szanse zmarnowali – prezydent ponad dwa lata temu. Marszałek Senatu – teraz.

Teoretycznie krytyka jest na wyrost. Andrzej Duda wciąż jest Prezydentem RP, z ogromną szansą na reelekcję. Tomasz Grodzki jest Marszałkiem Senatu. Najwyższym przedstawicielem opozycji. Jednak swoją największą szansę politycy ci spalili. W tej samej sprawie, choć w innym czasie. Prezydent przed największą szansą stanął w 2017 roku, gdy najpierw zawetował ustawy o reformie sądów, a potem zapowiedział przygotowanie własnego projektu. Po trzech miesiącach projekt powstał, ale niewiele różnił się od tego, który wcześniej Andrzej Duda wetował. Tymczasem – o czym pisaliśmy wielokrotnie – reforma sądów jest niezbędna. Jednak ta, którą przeforsował obecny rząd wprowadza przede wszystkim upartyjnienie sądów, jednocześnie z perspektywy obywatela nie zmienia nic.

Prezydent powinien był zaproponować bardziej pro obywatelskie rozwiązania – w jego projekcie pojawiło się jedno konkretne – skarga nadzwyczajna. Ale poważnych propozycji zabrakło.

Teraz przed szansą stanął Tomasz Grodzki. Marszalek Senatu mógł wyjść poza partyjny spór, zaproponować szeroką debatę na temat zmian w sądownictwie. W debacie takiej oprócz środowisk prawniczych, polityków, udział mogłyby wziąć też organizacje społeczne, przede wszystkim na tej podstawie mógłby powstać projekt rzeczywistej reformy wymiaru sprawiedliwości. Co wybrał marszałek Grodzki? Jeżdżenie do Brukseli, narrację, „by wróciło to, co było”.

Obie postawy, zarówno głowy państwa, jak i marszałka Senatu, to marnowanie szansy. Bo wymiar sprawiedliwości naprawdę wymaga reform. Choć niekoniecznie takich, jakie zaproponował rząd. O tym, jak naszym zdaniem takie zmiany powinny wyglądać, pisaliśmy w grudniowym wydaniu naszej gazety. Przypomnijmy:

Po pierwsze – musi nastąpić zmiana systemu doboru biegłych, nie może być tak, aby biegły sądowy twierdził podczas rozprawy, że przelew bankowy ELIXIR kojarzy mu się z płynem, a na tej podstawie człowiek był skazywany na więzienie

Po drugie – prokuratura, choć potrzebna, siłą rzeczy jest podległa politykom. Dlatego wartym rozważenia pomysłem byłoby nie tyle budowanie niezależnej od ministerstwa prokuratury, co odebranie śledztw prokuraturze i danie ich sędziom śledczym. Na prokuraturze spoczywałoby nadal sporządzanie aktu oskarżenia i występowanie przed sądem, ale bezstronne śledztwo prowadziłby ktoś inny.

Po trzecie – konieczna jest zmiana w kwalifikacji do zawodu – sędziami zawodowymi powinni zostawać wieloletni prawnicy, na zwieńczenie drogi zawodowej

Po czwarte – konieczna jest większa demokratyzacja zawodu, wzmocnienie ław przysięgłych, wprowadzenie sędziów pokoju do spraw drobnych, bezpośredniego wyboru Krajowej Rady Sądownictwa przez wszystkich sędziów

Po piąte – można rozważyć wprowadzenie procesu na model amerykański z zastrzeżeniem, że fundacje chroniące praw człowieka będą organizować obronę ludzi mniej majętnych i oskarżycieli posiłkowych w przypadku znanych i bogatych (w USA jest z tym problem)

Po szóste – nagrywanie WSZYSTKICH spraw sądowych – to na ich podstawie, nie na podstawie politycznej decyzji ministra, można by było wprowadzić zasadę odpowiedzialności dyscyplinarnej, czy skargi nadzwyczajnej. Nagrywanie rozpraw przypominałoby system VAR podczas meczów piłkarskich.

Po siódme – konieczne jest wprowadzenie sensownego, najmniej politycznego nadzoru. Można zmienić rolę prezydenta. Tak, żeby w przyszłości był wybierany tylko na jedną, siedmioletnią kadencję, ale żeby poza sprawami reprezentacyjnymi nie miał żadnych uprawnień w kwestii władzy wykonawczej i ustawodawczej (straciłby możliwość weta, funkcję zwierzchnika sił zbrojnych, za to miałby nadzorować sądowniczą. Głowie państwa pozostawiono by prawo łaski oraz nadzór nad KRS. To najbardziej kontrowersyjna kwestia – jednak ograniczenie liczby kadencji prezydenta (na przykład do jednej, siedmioletniej) sprawiłoby, że przestałby on być zależny od reelekcji i własnego środowiska politycznego. Szczególnie, że byłemu prezydentowi mogłaby przysługiwać dożywotnia emerytura i mandat w Senacie, co już całkowicie ustawiałoby go na pozycji niezależnej wobec polityków i partii.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img