piątek, 19 kwietnia, 2024

Nie zrobił nic złego. Dziś ma trafić na lata do więzienia

 

Pomimo starań ludzi dobrej woli, po blisko dwóch dekadach kuriozalnego i absurdalnego procesu, w czwartek 13 lutego przedsiębiorca Mirosław Ciełuszecki trafić ma do więzienia. Odsiedzi trzy lata. Choć jego proces należy do najbardziej absurdalnych w historii III RP.

Mirosław CIełuszecki i Jan Śpiewak fot. arch.

W obronie zniszczonego przedsiębiorcy powstał ruch ludzi dobrej woli – od lewicy (Piotr Ikonowicz, Jan Śpiewak)  po prawicę (były marszałek Sejmu i twórca Prawicy RP Marek Jurek, opozycjonista Ryszard Majdzik). Ale też przeciwko zadziałał układ sędziowsko-prokuratorski. Pomimo zapewnień o rzekomej reformie prokuratorzy, którzy absurdalne działania podjęli, awansowali już za dobrej zmiany. Witamy w Polsce.

W minioną sobotę w Warszawie, podczas demonstracji przeciwko patologiom sądów pojawił się sam Mirosław Ciełuszecki, jak i przedstawiciele powołanego w Warszawie Komitetu Obrony Mirosława Ciełuszeckiego przed sądowym i prokuratorskim bezprawiem. Choć większość uczestników demonstracji opowiada się za reformą sądownictwa, to akurat sprawa Ciełuszeckiego pokazuje, że w kwestii zwykłych ludzi tzw. reforma nie zmienia nic. Choćby dlatego, że w procesie w równym stopniu skompromitowali się sędziowie, jak i prokuratorzy i biegli. O sprawie piszemy od lat, przypomnijmy więc skrótowo największe absurdy:

Po pierwsze – same dwie dekady trwania procesu. Sprawa dotyczyła kwestii gospodarczej. Konkretnie – działania na niekorzyść spółki. A więc jeśli nawet biznesmen byłby winny, to nie jest to zabójstwo, gwałt, zbrodnia wojenna, oszustwo wobec kogokolwiek. Więc jeśli nawet uznać go winnym, to w normalnym trybie facet odsiedziałby już swoje, był dawno na wolności. Tak stracił dwadzieścia lat życia.

Po drugie – samo prawo. Oskarżono go o działanie na niekorzyść WŁASNEJ spółki. Czyli – tłumacząc na polski, okraść miał… samego siebie. Już samo to jest absurdem.

Po trzecie – działaniem na niekorzyść miało być sprzedanie SWOJEJ spółce SWOICH działek za ZAWYŻONĄ cenę. Ale pieniądze z transakcji przedsiębiorca wpłacił z POWROTEM na konto swojej firmy. Więc spółka zyskała i działki i nie straciła pieniędzy, miała podwyższony kapitał. Gdzie tu działanie na niekorzyść?

Po czwarte – cena miała być zawyżona, bo przedsiębiorca policzył za działki ok. 7 milionów złotych, podczas gdy zdaniem prokuratury powinny one kosztować 70 tysięcy. Rzecz w tym, że działki znajdowały się na granicy z Białorusią. Był tam kolejowy terminal przeładunkowy z torów szerokich na wąskie. A więc logicznie patrząc działki nie mogły kosztować tyle samo, co gdzie indziej. Ale Ciełuszecki sprzedając działki nie kierował się własnym instynktem, ale profesjonalnym operatem szacunkowym, przygotowanym przez eksperta,A. Gierasimiuka (do dziś jeden z najlepszych w Polsce rzeczoznawców przy transakcjach handlowych, z jego usług korzystają zagraniczne firmy, samorządy, instytucje państwowe). I właśnie wg operatu cena wynieść miała tyle, za ile działki sprzedał Ciełuszecki. Co więcej, operat ten został uznany przez Urząd Skarbowy przy naliczaniu podatku a potem przez Wojewódzki Sąd Administracyjny.

Po piąte – generalnie w sprawie tej nie ma pokrzywdzonych. A Skarb Państwa na sprzedaży działek… zarobił.

Po szóste – w samej sprawie było szereg nieprawidłowości i dziwnych zdarzeń. Sąd, lub prokuratura, lub biegły, zagubili komputer i serwer z danymi. Nie niewielki laptop, ale ogromny serwer i komputer stacjonarny. Dane na nim zawarte miały być dowodami w sprawie. Nigdy ich nie odnaleziono. A prokuratura (już za dobrej zmiany) nie dopatrzyła się przestępstwa w zagubieniu kluczowych dowodów. Podobnie jak nie dopatrzyła się przestępstwa w tym, że jeden z biegłych oszukał sąd i wydał opinię, choć był dyscyplinarnie pozbawiony uprawnień biegłego.

Po siódme – sąd nie wziął pod uwagę ŻADNYCH argumentów obrony. W tym zeznań świadków, wśród których był były premier Jerzy Buzek, były wicepremier Janusz Szteinhof. A Zbigniewa Brzezińskiego, który chciał w sprawie zeznawać sędzia nie uznał za osobę wartą tego, by zeznania złożyć (sic!).

Reasumując – po dwudziestu latach Mirosław Ciełuszecki trafia do więzienia. Pomimo absurdalnego oskarżenia. Po procesie, w którym orzekał sędzia nie będący sędzią, ale asesorem. Był fałszywy biegły, inni razili brakiem kompetencji. Dziś w obronie Ciełuszeckiego z jednej strony jest ruch ludzi dobrej woli – od lewicy (Piotr Ikonowicz, Jan Śpiewak)  po prawicę (były marszałek Sejmu i twórca Prawicy RP Marek Jurek, opozycjonista Ryszard Majdzik). Ale też przeciwko zadziałał układ sędziowsko-prokuratorski. Pomimo zapewnień o rzekomej reformie prokuratorzy, którzy absurdalne działania podjęli, awansowali już za dobrej zmiany. Witamy w Polsce. (PH).

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img