poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

Atomowe groźby Putina. Co się stanie, jak zbrodniarz je spełni?

Groźby Władimira Putina dotyczące użycia broni jądrowej nie mają racjonalnego uzasadnienia. Problem w tym, że Rosja nieraz udowodniła, że potrafi postąpić bardzo nieracjonalnie. Jak wyglądałby atak jądrowy i co stałoby się potem?

Władimir Putin w ostatnich miesiącach jedną rzecz potwierdził, a drugiej zaprzeczył. Potwierdził, że jest zbrodniarzem, moralnie zbliżonym do swych poprzedników – Adolfa Hitlera, Józefa Stalina i im podobnych. Rosja Putina potwierdziła, że ich armia, mimo upływu lat wciąż nie ma nic wspólnego z wojskowym honorem. A mordy i gwałty takie, jak Armii Czerwonej są wciąż na porządku dziennym. Jednemu Putin zaprzeczył. Zaprzeczył teorii, że jest racjonalnym politykiem. Cwanym graczem, który prowadzi może brutalną, ale skuteczną politykę. Wszystko, co robi, jest racjonalizmu zaprzeczeniem.

(Nie)racjonalny Władimir Putin

Putin zaatakował pełnoskalowo Ukrainę. Licząc, że opanuje ją w kilka dni, osadzi marionetkowy rząd. Przeliczył się. To się zdarza. Jednocześnie jednak najbardziej brutalnie atakowana jest rosyjskojęzyczna część Ukrainy. Tym samym na zawsze obudził w niej nienawiść do własnego kraju. I marzenia o powrocie do Matuszki Rosji może włożyć już między bajki. Putin w obliczu klęski ogłosił mobilizację. Czym doprowadził do szału swoich własnych wyborców. Co więcej – dając cywili do armii osłabił jeden z filarów własnej władzy. A brutalnym postępowaniem w Ukrainie doprowadził do tego, że nawet najwięksi przyjaciele Rosji są (przynajmniej na poziomie deklaracji) jej przeciwnikami. Tak nieracjonalne podejście sprawia niestety, że Rosja może dopuścić się ataku nuklearnego na Ukrainę. Świadczyć mogą o tym propagandowe akcje w mediach rosyjskich, gdzie pojawiają się filmy, jakoby rzekomo broń atomowa była… mało szkodliwa. Z punktu widzenia racjonalnego byłoby to ze strony Putina samobójstwo. Na co jednak liczy kremlowski zbrodniarz?

Odpowiedź byłaby masakrująca

Zdaniem partii wojennej w Rosji użycie taktycznej broni jądrowej spowodowałoby niewielkie skażenie (to fakt, niektóre ładunki są małej mocy) ale ogromne straty przeciwnika. A przede wszystkim, efekt psychologiczny. Sprawiłoby, że „mięczaki z Zachodu” zasiadłyby z Putinem do rozmów. Rzecz w tym, że takie działanie Zachodu byłoby porównywalne z oddaniem kasy draniowi z baseballem, który żąda haraczu. Wiadomo, że przyjdzie po więcej. Dlatego spodziewać się można odpowiedzi. Ze strony Zachodu ma ona być ostra. Po pierwsze – Amerykanie już zapowiedzieli zniszczenie rosyjskiej floty na Bałtyku, Morzu Czarnym, oceanicznej. A także uderzenie personalne w Putina, jego rodzinę i współpracowników. Oczywiście Rosjanie mogą wtedy eskalować dalej – doprowadzić do atomowej wymiany ciosów strategicznych. Teoretycznie mają głowic nieco więcej. Ale po pierwsze – nie wiadomo, w jakim są one stanie. Nie były testowane bardzo dawno. Po drugie – w tej wojnie nie wygrałby już nikt, doszłoby do zniszczenia planety.

Atak jądrowy – rozkaz można zignorować?

Pamiętać też należy, że – jak pisaliśmy niedawno – użycie broni jądrowej to cały proces. Decyzję podejmuje nie tylko Putin, ale też minister obrony i szef sztabu. A na koniec dowódca baterii, z której rakiety mają być wystrzelone. Przypomnijmy też, że w czasach, gdy Chruszczow był bliski rozpętania atomowego piekła, został powstrzymany przez swoich. Nie żadnych grzecznych misiów, czy demokratycznych dysydentów. Ale przez zbrodniarzy, którzy sami uznali, że nie chcą ginąć. Jedno jest pewne. Mamy do czynienia ze zbrodniarzem, który może być nieobliczalny. Od zimnej krwi zachodnich przywódców zależy dziś bardzo wiele. Oby nie okazali się mięczakami. Jest jeszcze jedna kwestia – Rosja po Putinie. Kraj ten się sypie. A chaos w mocarstwie z atomem to sytuacja dość groźna. Trzeba się na nią przygotować.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img