poniedziałek, 29 kwietnia, 2024

Spierajmy się ostro. Ale z szacunkiem i na argumenty!

Trwający spór o zakaz hodowli zwierząt futerkowych wyzwolił po obu stronach wiele emocji, a dyskusję sprowadził bardziej do argumentów ad personam, niż rzeczywistej debaty na argumenty. Zwolenników zakazu oskarża się o to, że „siedzą w kieszeni ekoterrorystów i działają na rzecz światowego lewactwa”. A zwolenników oskarża się o to, że „siedzą w kieszeni futerkowych oprawców”. Tymczasem atakowanie siebie nawzajem nie prowadzi do niczego dobrego. Szczególnie, że niezależnie od poglądów, żadnej ze stron nie można odmówić szczerego zaangażowania w sprawę. W serwisie Nowy Telegraf Warszawski będziemy prezentować argumenty obu stron barykady. Argumenty, nie wzajemne obrażanie się.

fot. Wikipedia/By AndrewIves – Praca własna, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=7700550

Przede wszystkim warto skupić się na jednej rzeczy – to jest pracy podejmowanej przez poszczególnych uczestników a to dla organizacji ekologicznych, a to dla mediów powiązanych z branżą futerkową. Zarzut w założeniu osób go formułujących ma całkowicie zdyskredytować danego dziennikarza, czy publicystę. Jest ktoś za zakazaniem hodowli na futra, ale pracuje dla proekologicznej fundacji? Wiadomo – nie ma argumentów, robi to za kasę. Sprzeciwia się ktoś zakazowi, ale dorabia w portalu finansowanym przez branżę futerkową? Toż oczywiste, że jest na garnuszku tych, co zabijają zwierzęta. Tymczasem oceniając działania tych publicystów raczej powinniśmy skupiać się na tym, CO MÓWIĄ, a nie w jakich mediach pracują. Bo kluczowe jest to, jakie poglądy mieli ZANIM dla tych mediów, w których są pracowali. Dziennikarz portalu, który opisuje los zwierzaków na fermach, może sobie pracować za pieniądze, ale nie ulega wątpliwości, że proekologiczne poglądy MIAŁ WCZEŚNIEJ. Podobnie publicysta, który od lat był wolnorynkowy, a dziś pracuje w serwisach finansowanych przez branżę futerkową, gdyby w nich nie pracował, również poglądy przedstawiałby zapewne takie, jak przedstawia. Czyli sprzeciwiałby się temu, by zakazywać jakiejkolwiek biznesowej działalności. Problem byłby wtedy, gdyby pojawił się publicysta, który nagle pod wpływem kasy zmienił poglądy i stał się obrońcą zwierząt, bądź nagle zacząłby  bronić branży futerkowej wbrew temu, co głosił wcześniej. Taka postawa warta byłaby napiętnowania. Jednak patrząc na to, co się dzieje i przebieg dyskusji, nie ulega wątpliwości, że większość jej uczestników jest w swym przekazie szczera. I faktycznie albo domaga się zakazu hodowli z troski o dobro zwierząt, albo sprzeciwia się zakazowi, bo uważa, że jest on uderzeniem w polskie firmy. Można i trzeba dyskutować. Można i trzeba się spierać. W Nowym Telegrafie Warszawskim prezentujemy różne poglądy w kwestii zakazu hodowli zwierząt futerkowych. Ale właśnie – poglądy, nie ataki personalne. Bo wzajemne oskarżenia i obrażanie nie mają żadnego sensu.

 

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img