środa, 8 maja, 2024

Złotego medalu raczej nie będzie, ale… Polska może być czarnym koniem

To już. Z rocznym opóźnieniem spowodowanym pandemią, po zaskakującej wymianie selekcjonera na początku roku i miesiącach przygotowań, nadchodzi czas prawdy. Naszym zdaniem Biało-Czerwonych nie można rzecz jasna stawiać w gronie faworytów do złota – o nich piszemy na wcześniejszych stronach – ale na bycie czarnym koniem, sprawienie niespodzianek i przynajmniej powtórkę z Francji, już jak najbardziej tak.

To może jest nawet dobry znak – mistrzostwa zbliżają się wielkimi krokami. Biało-Czerwoni w nich występują, a w przeciwieństwie do wcześniejszych turniejów nie ma podbijanego balonika, reklamowego szaleństwa, przechwałek. Wszyscy podchodzą do turnieju spokojnie. I raczej bez większych nadziei. W poprzednich latach te wielkie nadzieje były i zazwyczaj, poza rokiem 2016 kończyło się blamażem. Dziś nikt nie wskazuje Polaków jako czarnego konia, tymczasem reprezentacja, której kapitanem jest najlepszy piłkarz świata, bez wątpienia zasługuje na umieszczenie w gronie faworytów. Nie do złota – pomimo obecności wielkiej mega gwiazdy i kilku bardzo dobrych piłkarzy, są pozycje, na których tej jakości zwyczajnie brakuje. Lewa obrona – tu mamy kontuzjogennego Rybusa, słabiej broniącego Puchacza, od biedy może grać tu Moder. W ogóle gra defensywna budzi najwięcej obaw. W pomocy jednak na szczęście znów wymiata Grzegorz Krychowiak, świetnie spisuje się Mateusz Klich. Piotr Zieliński musi przełożyć poziom z klubu na reprezentację. Jeśli chodzi o graczy ofensywnych Arkadiusz Milik miał świetną rundę we Francji, oby uporał się z kontuzją. Kamil Jóźwiak zaczyna przypominać Kubę Błaszczykowskiego z najlepszych lat.  Są młodzi, jak 17-latek Kacper Kozłowski, jest Kuba Świerczok, który świetnie wprowadził się w meczu z Rosją. No i oczywiście największy gwiazdor – Robert Lewandowski. I tu pewna analogia. Biało-Czerwoni przypominać mogą trochę Bułgarię i Rumunię z czasów, gdy w ekipach tych grali Christo Stoiczkow i George Hagi. Przypomnijmy mundial roku 1994. Rumuni mieli wtedy dość mocny zespół, a gwiazdą numer jeden był „Maradona Karpat”, George Hagi. W 1/8 finału Rumuni w kapitalnym stylu pokonali 3:2 faworyzowaną Argentynę. Ich awans był sensacją. W ćwierćfinale po karnych ulegli Szwecji, ale miejsce w ósemce było ich sukcesem. Jeszcze lepiej wypadli Bułgarzy. Po wyjściu z grupy z Argentyną, Nigerią i Grecją wpadli na Meksyk, który ograli w rzutach karnych. A w ćwierćfinale rozegrali mecz, który przeszedł do historii – wyeliminowali mistrzów świata, Niemców, pokonując ich 2:1. Ostatecznie w turnieju zajęli czwarte miejsce. Analogie są oczywiste. Jeden piłkarz z absolutnego topu (Robert Lewandowski, w Bułgarii był to Stoiczkow). Kilku naprawdę dobrych. Naprawdę są powody do optymizmu.

Czy Piotr Zieliński wreszcie zagra na miarę swoich możliwośći? fot.  Светлана Бекетова Soccer.ru  Autorstwa Светлана Бекетова – https://www.soccer.ru/galery/1055900/photo/734335, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=70359809

 

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img