piątek, 3 maja, 2024

Między Hiszpanią a Hiszpanią. Lata 2000

Po fatalnych dla reprezentacji latach 90-ych kolejna dekada była znacznie lepsza. Trzy razy Biało-Czerwoni awansowali na wielkie turnieje. Po wielu latach dwa razy z rzędu awans na Mistrzostwa Świata. Pierwszy raz w historii na mistrzostwa Europy. Rozegrali najlepszy mecz w XXI wieku. Na turniejach byli statystami. Ale lata 2000., biorąc pod uwagę chyba gorszy niż dekadę wcześniej i dekadę później potencjał ludzki najgorsze dla kadry nie były. A klamrą spiąć je mogą dwa kompletnie nieudane mecze z Hiszpanami.

Dwa obrazki. 26 stycznia 2001 roku. Zupełnie bezsensowny termin na rozegranie takiego meczu – zawsze o tej porze kadra grała z „kelnerami”. Tu jechała do jednej z mocniejszych drużyn kontynentu. Debiut selekcjonera Jerzego Engela nie mógł skończyć się inaczej. Oklep 0:3 był najniższym wymiarem kary. Dziesięć lat później z Hiszpanami skompromitowała się drużyna Franciszka Smudy.

Hiszpańskie koszmary

8 czerwca 2010 roku. Hiszpanie, mistrzowie Europy, przygotowywali się do mistrzostw Świata, podejmowali Polaków. Podopieczni Franciszka Smudy przygotowywali się do mistrzostw Europy na własnych boiskach w 2012 roku. Z Hiszpanami ponieśli klęskę aż 0:6. Niektórzy kibice pamiętają wynik jako 1:6. Dlatego, że bramkę zdobył Robert Lewandowski. Problem w tym, że był to gol samobójczy, Polacy przegrali „do zera”. Po meczu były żenujące obrazki polskich zawodników, żebrzących o koszulki u hiszpańskich gwiazd. A najlepszym komentarzem do miary kompromitacji były słowa hiszpańskich zawodników po porażce w inauguracyjnym meczu MŚ ze Szwajcarią. Tłumaczyli że przegrali, bo zmyliły ich Biało-Czerwone barwy rywali. Zlekceważyli ich, myśleli, że to Polacy… A jednak choć klęski z Hiszpanami spinają klamrą dekadę, lata 2000 – 2010 dla reprezentacyjnej piłki były znacznie lepsze od poprzedniego dziesięciolecia.

Futbol na tak rodził się w bólach

Jerzy Engel został selekcjonerem po Januszu Wójciku. Trenerowi, z którym kibice wiązali ogromne nadzieje. Gdy przegrał w eliminacjach Euro 2000, wśród wielu sympatyków kadry zapanowało zniechęcenie. I początek Engela był fatalny. Po klęsce 0:3 z Hiszpanią był wprawdzie niezły mecz z mistrzami Świata, Francuzami (0:1). Później jednak podopieczni Engela bezbramkowo remisowali z przeciętnymi Węgrami i Finami. Ponieważ i drużyna Wójcika pod koniec kadencji nie strzelała bramek, wszyscy zaczęli liczyć minuty bez gola. Kazik Staszewski poświęcił nawet temu fragment swojej piosenki:

Polscy piłkarze nie strzelili od ośmiuset minut gola

Stan na kwiecień 2000 i zakończona moja rola

(„Cztery Pokoje” z płyty Melasa, 2000)

W przegranym spotkaniu z Holandią 1:3 bramkę strzelił Paweł Kryszałowicz. W zremisowanym meczu z Rumunią Emmanuel Olisadebe. Od niedawna mający polski paszport napastnik z Nigerii. Odkrycie Jerzego Engela. W końcu przyszło zwycięstwo i to w najważniejszym meczu, na inaugurację eliminacji. Polacy wygrali 3:1 z Ukrainą w Kijowie.

Oli i spółka, eliminacje jak piękny sen

Biało-Czerwoni w Kijowie zwyciężyli po bramkach Olisadebe i Radosława Kałużnego. A jeszcze Andrzej Juskowiak nie wykorzystał rzutu karnego. Następny mecz również wygrali 3:1 z Białorusią (hat trick Kałużnego). Jesień zwieńczył bezbramkowy remis z Walią. Ale mimo fajnego początku eliminacji kibice, wciąż nie dowierzali w awans. A jednak. Na wiosnę Biało-Czerwoni wygrali w Oslo z Norwegią 3:2. Znów dwa gole strzelił Olisadebe, a świetnie w bramce spisał się Adam Matysek. Jednak występ przypłacił ciężką kontuzją, po której nigdy nie wrócił do dawnej formy. Decydującą o wygranej bramkę strzelił Bartosz Karwan. Z kolei decydujący o awansie mecz Polacy rozegrali 1 września 2001 roku. Na Stadionie Śląskim wygrali 3:0 z Norwegami. Byli pierwszym zespołem z Europy, który wywalczył bilety do Korei Południowej i Japonii. Wybuchła euforia i „engelomania”. Niestety, na turnieju balon pękł z wielkim hukiem. Od turnieju w Azji obowiązuje polski standard turniejowy. Mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor.

Fatalny start w Korei

W meczu otwarcia Biało-Czerwoni ulegli po bardzo słabym meczu Korei Południowej 0:2. W meczu o wszystko Portugalii 0:4. Trzy gole dla rywali zdobył Pedro Pauleta. Szanse na awans były stracone. W mocno zmienionym składzie Polacy zagrali naprawdę świetny mecz ze Stanami Zjednoczonymi. Wygrali 3:1 po golach Olisadebe, Kryszałowicza i Marcina Żewłakowa. Rzutu karnego nie wykorzystał Maciej Żurawski. Wygrana była marnym pocieszeniem, podobnie jak to, że Koreańczycy (przy wydatnej pomocy sędziów) zajęli czwarte miejsce, a Amerykanie dotarli do ćwierćfinału. Z perspektywy lat trzeba tamtej drużynie oddać, że po raz pierwszy od 16 lat awansowała na wielką imprezę. Nie miała gwiazdy takiej jak Lewandowski. Ale imponowała głębią składu – na każdą pozycję było trzech, czterech piłkarzy. Engel odstawił w zasadzie olimpijczyków z Barcelony. W mistrzostwach zagrało ich tylko trzech – Tomasz Wałdoch, Marek Koźmiński i Piotr Świerczewski. W eliminacjach grał też Andrzej Juskowiak. Epizod w meczu towarzyskim zaliczył Tomasz Wieszczycki.

Krótki czas Bońka, kadencja Janasa

Po turnieju Engela zastąpił Zbigniew Boniek. Wiceprezes PZPN, wcześniej wybitny piłkarz. Na początek eliminacji ME zamieszał w składzie, wygrał 2:0 z San Marino, przegrał z Łotwą. Ta porażka ustawiła eliminacje do Euro 2004. Po meczu towarzyskim z Danią selekcjoner zrezygnował. Jego miejsce zajął Paweł Janas. Szybko stał się obiektem ataków. Z perspektywy czasu przywrócił Polaków do gry. Odbudował zespół. Nie wygrał eliminacji, bo po porażce z Łotwą było to bardzo trudne. Jednak PZPN zostawił go na stanowisku w eliminacjach Mistrzostw Świata. Szczególnie, że kadra fajnie wypadła w meczach towarzyskich z potęgami. Wygrała z Włochami 3:1, zremisowała z Francją. W eliminacjach MŚ Polacy mierzyli się z Anglią, Walią, Austrią, Irlandią Północną i Azerbejdżanem. Wyniki? Porażki z Anglią 1:2 w obu meczach. I wygrane ze wszystkimi pozostałymi. Zazwyczaj minimalne, choć Azerbejdżan Polacy zdeklasowali aż 8:0. Z Irlandią Północną wygrali w Belfaście 3:0. Wynik otworzył Maciej Żurawski strzałem bezpośrednio z rzutu rożnego.

Przewidywalni i powtarzalni

Kadra Janasa była słabsza piłkarsko od poprzedniej. Ale wypracowała nudną powtarzalność i przewidywalność. Drużyny słabsze ogrywała zdecydowanie, prezentując fajną grę. Z potentatami wstydu nie było, w meczach towarzyskich udało się nawet ograć Italię. Ale w meczach o punkty Polacy ulegli i Szwedom w eliminacjach Euro 2004 i po niezłych meczach Anglikom w eliminacjach MŚ. Najważniejszą umiejętnością tej kadry było rozstrzyganie na swoją korzyść zespołom o podobnym do siebie potencjale, jak Walia i Austria. Biało-Czerwoni zajęli w grupie drugie miejsce za Anglikami. Oprócz zwycięzców grup awansował też najlepszy zespół z drugich miejsc. Polacy, dzięki kompletowi zwycięstw z innymi niż Anglicy rywalami zapewnili sobie awans bez konieczności gry w barażu. Grupę wylosowali najlepszą z możliwych. Zarówno pod względem medialnym, jak i czysto piłkarskim. Medialnym, bo udział Niemców, gospodarzy, wymuszał większe zainteresowanie. Piłkarskim, bo poza ekipą Klinsmanna rywale – Kostaryka i Ekwador – byli na pewno w zasięgu. Awans z drugiego miejsca był realny.

Szok wokół powołań

I zapewne drużyna z eliminacji awans by uzyskała. W meczu towarzyskim Polacy pokonali Ekwador bez żadnych problemów 3:0. W roku 2005 Jerzy Dudek był bohaterem finału Ligi Mistrzów, w serii rzutów karnych zapewniając wygraną Liverpoolowi. Kapitalnie w klubach grali Jacek Krzynówek, Maciej Żurawski. Gwiazdą eliminacji był strzelec szeregu bardzo ważnych bramek Tomasz Frankowski. Niestety przed turniejem coś się zacięło. „Franek” zatracił skuteczność, Dudek nie grał w klubie, formę straciło kilku zawodników. Podczas ogłoszenia powołań Janas zszokował. Bramkarze: Artur Boruc, Tomasz Kuszczak, Łukasz Fabiański. Gdy padły te słowa, dziennikarz myślał, że selekcjoner żartuje. Ale naprawdę pominął Jerzego Dudka. To nie była jedyna sensacja. Okazało się, że do Niemiec nie jadą też Tomasz Kłos, Tomasz Rząsa, Tomasz Frankowski. Cztery lata wcześniej Jerzy Engel nie zabrał Tomasza Iwana, co poruszyło kolegów z reprezentacji. Brak powołań dla kilku filarów kadry poruszyło całe społeczeństwo. Na samym turnieju Biało-Czerwoni pierwszy mecz grali z Ekwadorem.

Blamaż na oczach polskich kibiców

Tłum polskich kibiców, na trybunach obejrzał kompromitację Polaków. Tematem anegdot była scena, gdy Paweł Janas odwrócił się w kierunku ławki rezerwowych, chcąc dokonać zmian. Zobaczył, że nie ma za bardzo kogo wprowadzić. Były okazje, słupek Pawła Brożka i Ireneusza Jelenia. Ale zasłużenie wygrała drużyna z Ameryki Południowej 2:0. Mecz o wszystko z Niemcami to gra ofiarna, ale klasyczna obrona Częstochowy. Porażka 0:1, po golu straconym w końcówce, ujmy nie przynosi. Ale wyeliminowała z turnieju na dobre. „O honor” z Kostaryką Biało-Czerwoni wygrali 2:1. Obie bramki po stałych fragmentach zdobył Bartosz Bosacki. Piłkarz pojechał w ostatniej chwili, za Damiana Gorawskiego, który wypadł z powodu problemów zdrowotnych. Nastrój po porażce pogłębiły fatalne błędy wizerunkowe sztabu. Na przykład na konferencję prasową przysłał… kucharza. Czy skreśleni piłkarze zasługiwali na pierwszy skład? Niekonieczne, byli bez formy. Ale ławka była krótka i doświadczeni zawodnicy by się przydali. A atmosfera może nie byłaby tak gęsta.

Selekcjoner zza granicy

Po mistrzostwach Polski Związek Piłki Nożnej zdecydował się na radykalny krok. Zatrudnił szkoleniowca zza granicy. I to z najwyższej pułki. Leo Beenhakker przez lata prowadził m.in. Feyenoord Rotterdam, wielki Real Madryt. I reprezentacje. Holandii, z którą awansował do 1/8 finału MŚ w 1990 roku. I Trynidadu/Tobago, z którym nie wyszedł z grupy na MŚ 2006, ale sam awans i postawienie się Anglikom to ogromny sukces. Początki były trudne, bo Holender musiał z marszu zaczynać eliminacje Mistrzostw Europy 2008 roku. Po przegranej 1:3 z Finlandią okazało się, że Dudek i Frankowski faktycznie nie byli w mundialowej formie. Wymienił skład zespołu. Mecz z Serbią był już lepszy, ale zaledwie zremisowany 1:1. Po wymęczonej wygranej z Kazachstanem na selekcjonera spadła lawina krytyki. Jednak już po kilku dniach Beenhakker i jego drużyna stają się narodowymi bohaterami. Po najlepszym i jednym z najważniejszych meczu XXI wieku.

11 października 2006 jak 11 października 2014

Są spotkania, które przechodzą do historii, zmieniają na lata losy piłkarskich nacji. „Zwycięski remis” na Wembley w 1973 roku przesądził o awansie do MŚ i medalowej erze polskiej piłki. W spotkaniu z Francją w 1995 roku (1:1) gdyby Polacy utrzymali prowadzenie, być może nie byłoby wielkiej Francji przełomu stuleci. A Polacy, wówczas mający niezłą pakę, może weszliby do światowej czołówki. W XXI wieku były dwa takie spotkania. Z Portugalią w roku 2006 i Niemcami w 2014. Spotkanie z Portugalią było prawdziwą sensacją. Biało-Czerwoni wygrali 2:1. Nie można powiedzieć, że prowadzili grę. Ale pokazali, że i drużyna broniąca się może grać ładnie, a z przebiegu gry również wynik 4:1 dla Polski nie byłby niesprawiedliwy. W drużynie nastąpiła przemiana. Zawodnicy niedawno wyśmiewani, jak Grzegorz Rasiak, byli podporą zespołu. Świetnie spisali się obrońcy z polskiej ligi. Paweł Golański z Korony Kielce i Grzegorz Bronowicki z Legii Warszawa, który pilnował samego Cristiano Ronaldo.

Historyczny mecz, nie mniej historyczny awans

Mecz z Portugalią zmienił nastroje. Zwłaszcza, że tej samej jesieni podopieczni Beenhakkera wygrali na wyjeździe z Belgią. A w kolejnym roku podtrzymali passę. Między innymi zremisowali 2:2 z Portugalią w Lizbonie. W decydującym meczu wygrali 2:0 z Belgią, oba gole strzelił Euzebiusz Smolarek. Biało-Czerwoni pierwszy raz w historii awansowali na mistrzostwa Europy. Na samym turnieju była klęska. 0:2 z Niemcami, 1:1 z Austrią, 0:1 z Chorwacją. Nikt jednak nie zwolnił Leo. Faktem jest, że grupa była trudna (potężni Niemcy, silna Chorwacja, Austria współgospodarz). W dodatku Beenhakker dysponował chyba najsłabszym materiałem ludzkim. Jednak w eliminacjach Mistrzostw Świata drużyna spisała się dramatycznie źle. Konflikty Beenhakkera z Polskim Związkiem Piłki Nożnej, spory z dziennikarzami. Króluje mit o „wygranych eliminacjach i fatalnym Borucu”. Artur Boruc, bohater poprzednich eliminacji i Euro, istotnie popełnił fatalne błędy z Irlandią Północną i Słowacją. Ale teza o „wygranych eliminacjach” jest delikatnie mówiąc przesadzona.

Katastrofalne kwalifikacje

Na fałszywe przekonanie o wielkich szansach wpływa wygrana z Czechami. A prawda jest miażdżąca. Na starcie Polacy zremisowali u siebie ze Słowenią, a gol padł z karnego. Wymęczyli 2:0 z San Marino, które nie strzeliło karnego. Potem był mecz z Czechami. Cenna jak się wydawało wygrana. Z tym, w całych kwalifikacjach Biało-Czerwoni wygrali jedynie trzy mecze. Dwa z San Marino – 2:0 i 10:0. Jeden z Czechami 2:1. Czesi również wygrali tylko trzy mecze! Dwa z San Marino i jeden z Polską. Zajęli czwarte miejsce w sześciozespołowej grupie. Polacy zajęli piąte Miejsce. Za Czechami, jedynie przed San Marino. Gwoli ścisłości – na mistrzostwa jechał zwycięzca grupy. Drugi zespół miał szansę na grę w barażach. Dziś z całych eliminacji znaczenie ma dwumecz z… San Marino. Bo na wyjeździe debiutował Robert Lewandowski i strzelił gola. W rewanżu też trafił, a Biało-Czerwoni odnieśli najwyższe zwycięstwo w historii. Ale same eliminacje to katastrofa.

Czas po Beenhakkerze

W końcówce przegranych kwalifikacji po Beenhakkerze krótko selekcjonerem był Stefan Majewski. Potem zastąpił go Franciszek Smuda. Trener z sukcesami w Widzewie, bez doświadczenia w kadrze. Miał za zadanie przygotować drużynę do Euro 2012 w Polsce i w Ukrainie. Dostał prezent od losu – nie musiał startować w eliminacjach. Udział w turnieju miał zapewniony. W czerwcu 2010, pół roku po objęciu stanowiska przez Smudę Polacy zaliczyli wspomnianą porażkę z Hiszpanami. Tak jak w roku 2000, po przegranej 0:3 mało kto by uwierzył, że zespół Engela po 16 latach awansuje na MŚ. I w roku 2010 mało kto wierzył, że za ponad rok Robert Lewandowski stanie się gwiazdą Bundesligi, objawi się trio z Dortmundu. A choć Euro zgodnie z przewidywaniami skończy się klęską, to jednak pojawi się bardzo utalentowane pokolenie. I kadrze w końcu uda się wyjść z grupy w turniejach. I awansować na cztery imprezy z rzędu. To już historia z kolejnej dekady.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img