wtorek, 7 maja, 2024

Zniszczyć co dobre. Bardzo ponura rzeczywistość

Przemysław Harczuk

Kolejna restauracja w Warszawie ma problem z utrzymaniem, najpewniej, jeśli nie otrzyma pomocy (a na razie jej nie przyznano), upadnie. I już widzę tych moich znajomych, co krzyczą, że „co tam knajpa”, „egoiści chcą chodzić do knajp, a ludzie umierają na COVID” itd. Niedawno w dyskusji jeden z interlokutorów zaatakował mnie, że „bez przesady, stoki narciarskie nie sią ważne, to mała gałąź gospodarki, a ludzi trzeba chronić”. O ile z ochroną ludzi nikt nie dyskutuje, to sposób w jaki jest ona prowadzona, jest  już dyskusyjny. Coraz więcej naukowców uważa, że choć oczywiście choroba istnieje, jest groźna, ludzie umierają, lockdown na dłuższą metę nie załatwia nic. Nie jest skuteczny, co najwyżej OPÓŹNIA kolejne fale, czyli paradoksalnie wydłuża epidemię. Są owszem naukowcy, którzy twierdzą inaczej. Ale nawet jeśli lockdown jest najskuteczniejszą (poza szczepionką) formą walki z epidemią, oczywistym jest, że przynosi straty. Gospodarcze, ludzkie. Nic nie usprawiedliwia pogardy dla ludzi, którzy na owym lockdownie tracą. I nie jest tak, że jakiś biznes  jest nieduży, to nie ma znaczenia. Bo drobni przedsiębiorcy w swej masie stanowili i stanowią o sile polskiej gospodarki. I to im, a nie kolejnym rządom zawdzięczamy unikanie kryzysu, rozwój kraju, lepsze niż gdzie indziej wskaźniki. Ale też lockdown, zamykanie gospodarki to tragedie konkretnych ludzi. Już pomijam przypadki skrajne, jak samobójstwa (kilka ich było). Ale przecież bankructwo jednej firmy to nie upadek tylko właściciela i problemy jego rodziny, ale też problemy pracowników, dostawców, etc. Dramaty wielu ludzi. Naprawdę warto o tym pamiętać.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img