W ostatnich dniach pisząc teksty w obronie monarchii brytyjskiej nie mieliśmy na celu twierdzenia, że Polska powinna Wlk. Brytanię naśladować. Uważamy jednak, że w polskim systemie osoba prezydenta i jego rola w systemie politycznym musi się zmienić. Bo dziś, sensowniejszy jest wyśmiewany przez niektórych system brytyjski.
Nie wchodząc w skomplikowane szczegóły ustrojowe – Polacy chętnie wybierają prezydenta. Elekcja głowy państwa budzi wielkie emocje. Dochodzi przy jej okazji do sporów i kłótni. Ba, raz nawet doszło do zabójstwa, gdy starszy pan zabił innego seniora, bo nie akceptował wyboru kolegi. Potem wygrywa facet (tak się składa, kobieta nigdy nie weszła nawet do drugiej tury) i nie ma do powiedzenia wiele. I to należałoby zmienić. Można albo zrezygnować z szopki w postaci wyborów, które wszystkich interesują, ale nie mają znaczenia. Albo, skoro ludzie tak lubią wybory prezydenckie, zmienić uprawnienia głowy państwa. I tu pomysłów może być kilka.
Różne modele prezydentury
Pierwszy – model amerykański. Prezydent stoi na czele rządu. U nas, żeby było oryginalniej, mógłby mieć jedną, ale dłuższą kadencję.
Drugi – model francuski. Głowa państwa ma prawo powoływania i odwoływania premiera, którego jednak musi również zatwierdzić Zgromadzenie Narodowe, niższa izba francuskiego parlamentu. Prezydent odpowiada za politykę międzynarodową, jest formalnym głównym dowódcą wojska i ma prawo wydawać dekrety oraz kontrasygnować ustawy.
Trzeci – model polski sprzed konstytucji z 1997 roku, ale lekko zmodyfikowany – prezydent odpowiadałby w nim za politykę zagraniczną i bezpieczeństwa. Powoływałby trzech ministrów – spraw zagranicznych, obrony narodowej, spraw wewnętrznych.
Czwarty – także zupełnie oryginalny polski – zgłaszany jakiś czas temu przez intelektualistów, którzy proponowali decentralizację państwa. W takim modelu rząd odpowiadałby za strategiczne kwestie. A kwestie drobniejsze spadałyby na samorządy. Głowa państwa niejako koordynowałaby pracę samorządów na szczeblu krajowym/
Piąty – taki jak czwarty, ale odwrócony. To premier koordynowałby działania samorządów, a głowa państwa odpowiadałaby za kwestie strategiczne
Szósty – tu prezydent zachowałby funkcje reprezentacyjne, ale zamiast być najwyższym organem władzy wykonawczej, byłby zwierzchnikiem władzy sądowniczej. W takiej sytuacji aby uniknąć politycznego uwikłania głowy państwa, obligatoryjnie pełniłaby ona swą funkcję przez JEDNĄ, ale DŁUGĄ kadencję
Siódmy – prezydent jako lider czwartej władzy, czyli władzy kontrolnej. Odpowiadałby za radę programową mediów publicznych. Podlegałyby mu instytucje kontrolne, jak RPO czy NIK
Każdy ma wady, ale jest lepszy od obecnego
Oczywiście każdy z tych modeli ma swoje wady. Należałoby opracować szczegóły. Ale każde rozwiązanie jest lepsze niż utrzymywanie sytuacji, w której jest wybrany lider z potężnym mandatem, nie mający realnej władzy. W zależności od konfiguracji parlamentarnej sprowadzony do roli albo notariusza władzy, albo hamulcowego jej działań.