piątek, 3 maja, 2024

Polacy w walce o MŚ 1966. Klęska w Rzymie przekreśliła nadzieje

W eliminacjach MŚ 1966 roku Biało-Czerwoni trafili na zespoły Włoch, Szkocji i Finlandii.  W pierwszym meczu podopieczni Ryszarda Koncewicza dali nadzieję kibicom. 18 kwietnia 1965 roku na Stadionie Dziesięciolecia zremisowali z dwukrotnymi (wówczas) mistrzami Świata 0:0.

Potem, było jednak gorzej. 23 maja na Stadionie Śląskim w Chorzowie padł remis 1:1 ze Szkocją. A 29 września kompromitacja. Porażka z Finlandią na wyjeździe 0:2.

Klęska w Rzymie 

Nadzieje wróciły w październiku, gdy Biało-Czerwoni najpierw, 13 października  wygrali w Glasgow ze Szkotami 2:1 po golach Ernesta Pola i Jerzego Sadka. 24 października wprost zdeklasowali  Finów 7:0 po czterech bramkach Włodzimierza Lubańskiego, dwóch Sadka i jednym  Pola. Te wygrane sprawiły, że w Polsce zapanował optymizm przed wyjazdowym spotkaniem  z Włochami. 1 listopada 1965 roku był jednak datą jednej z większych klęsk w historii polskiego futbolu. Podopieczni Koncewicza przegrali aż 1:6. Do przerwy było 2:0 dla gospodarzy, w drugiej części znów trwał festiwal strzelecki Włochów. Przy stanie 5:0 dla Italii honorowego gola strzelił Lubański, ale w 88 minucie znów Biało-Czerwoni stracili bramkę. Klęska 1:6 oznaczała definitywny koniec marzeń o awansie na MŚ.

Dziwne tłumaczenia

Potem trener Koncewicz wspominał, że jego błędem było… posłuchanie dziennikarzy. Media domagały się bowiem ofensywnej gry. Koncewicz posłuchał, a nastawienie na atak na wyjeździe z Italią było samobójstwem. Tłumaczenia te wystawiają nienajlepsze świadectwo zasłużonemu bądź co bądź szkoleniowcowi. Jeśli bowiem miał świadomość, że gra ofensywna w Rzymie to samobójstwo, to po co podpowiadaczy słuchał? Gdyby grając defensywnie osiągnął dobry wynik i awansował na turniej, nikt nie pamiętałby o defensywnej taktyce. Inna sprawa, że i remis z Italią nie musiałby dać awansu. Duże znaczenie miały bowiem wiosenne wpadki ze Szkotami i przede wszystkim Finami.

Jeden z najgorszych startów

Start w eliminacjach MŚ 1966 był znacznie gorszy nie tylko od kwalifikacji MŚ 1938, gdzie Polacy zagrali. Ale gorszy także od eliminacji MŚ 1934, gdzie odpadli po politycznym walkowerze, dramatycznych kwalifikacji MŚ 1958 ze słynnym trójmeczem z ZSRR, czy eliminacjach MŚ 1962 i wyrównanych bojów z Jugosławią. Symbolem tego startu jest klęska 1:6 w Rzymie, ale też porażka z outsiderami w Finlandii. Wygrana 7:0 z Finami u siebie tylko dowodzi, że wpadka 0:2 na wyjeździe nie miała prawa się zdarzyć.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img