sobota, 4 maja, 2024

Zła pani, Mruczek i tygrys, czyli oskarżenie ratlerka o zbrodnie pitbula (KOMENTARZ)

Chcecie bajki? Opowiem bajkę, jak kot… nie palił fajki, ale też pewną rolę odegrał. Dawno, dawno temu, w grochowskim domu pani Iksińskiej furorę robił grzeczny i przemiły kotek Mruczek.

Kot, co kadrze Nawałki kibicował

Uwielbiał domowników, lubił (w granicach rozsądku rzecz jasna – kot przecież!) gości. A ułożony był niemal jak perfekcyjnie wyszkolony piesek. Grał z całą rodziną w piłkę, ba… z mężem pani domu oglądał piłkarskie mecze. Szczególnie, gdy grała reprezentacja Polski. Za kadencji selekcjonera Nawałki z fanatycznym wręcz zainteresowaniem, za trenera Brzęczka ostentacyjnie odwracał się do ekranu tyłem. Jak podchodził do dorobku Sousy i Michniewicza, przyznam, że nie mam pojęcia. Ale nie to jest najistotniejsze.

Straszna szefowa

Pani Iksińska miała w pracy szefową, typ strasznie toksyczny. Z tych, co dzwonią tylko po to, by bez powodu opierniczyć. Szefowa o wdzięcznej ksywie „PANI” uwielbiała dosrać, zgnoić, przy wszystkich opierdzielić. Dzień bez poniżenia – był dniem straconym. I nagle dowiedziała się o wspaniałym kocie. Pozazdrościła go podwładnej. Ale nie tak, jak pozazdrościłby człek życzliwy i dobry – ten chciałby po prostu radziłby się przyjaciół, jak kota wyszkolić. Nawet nie tak, jak zazdrości chory z zawiści człowiek podły i zły. Taki kotka by chciał zwędzić, albo co gorsza zrobić mu krzywdę.

Pani i tygrys

„PANI” miała dodatkowo przeświadczenie o własnej wielkości, wyjątkowości, a do tego była nadziana, bezwzględna i wpływowa. Efekt? Nielegalnie, używając swych wpływów sprowadziła sobie do domu TYGRYSA. Skutki były dość nieprzyjemne, bo skądinąd piękny i szlachetny kot, jest jednak zwierzęciem dzikim. Udomowić (szczególnie taki wyrwany wprost z dżungli) raczej się nie daje. Zwierz zdemolował śliczną willę, wypadł do ogrodu i pożarł kolejno: ryby z oczka wodnego, pawia ozdobnego, cztery bażanty, które zła PANI nie wiedzieć czemu trzymała. Zagryzł byka, pogonił psa, a koń wyścigowy ocalał jedynie cudem. Pani szefowa z przerażeniem oglądała demolkę (jak na tchórza przystało nie próbowała zwierza okiełznać, może i dobrze). Szczęśliwie ludzie nie ucierpieli. Ale strachu było co niemiara.

Zamiast tygrysa pani kupi słonia

Już następnego dnia „PANI” postanowiła wyciągnąć odpowiednie wnioski. Nie, nie stała się lepsza, nie przeprosiła za swe podłości. Tu wymagalibyśmy za wiele. Nie doszła też do wniosku, że egzotycznych zwierząt nie należy trzymać w domu, bo po krótkim szoku przebąkiwać coś zaczęła o zakupie… słonia. Uznała za to, że skoro tygrys narobił zamieszania, wszystkiemu winne są KOTY. Bo przecież tygrys kotem jest bez wątpienia. Skoro tak, każdy lew, pantera, ryś, ale i zwyczajny Mruczek, stanowi potworne zagrożenie.

Smutna refleksja na koniec lata

Panią Iksińską za posiadanie w domu krwiożerczej bestii „PANI” wylała z pracy na bruk. Tu opowieść zakończmy, bo to, że Iksińska, jej bliscy i Mruczek w gruncie rzeczy na przerwaniu toksycznej relacji zyskali, wydaje się oczywiste. Oczywiste i bardzo smutne jest też jednak to, jak wiele takich „szefowych” i „szefów” żyje wśród nas. Co to nie widzą różnicy między kotem i tygrysem, oskarżą ratlerka o zbrodnie pitbula, a ledwie wiążący koniec z końcem rzemieślnik z Grochowa będzie dla nich krwiopijcą, porównywalnym z tymi, co odpalają cygara od studolarówek. Ot, smutna refleksja, na koniec lata.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img