czwartek, 2 maja, 2024

Miał być spacerek, był horror. Skromna zaliczka po nerwowym meczu, rewanż zdecyduje o awansie

Dwumecz Legii Warszawa z Florą Tallin to najważniejsza taka batalia od lat. Awans to pewna gra w fazie grupowej Ligi Konferencji (i szansa gry w Lidze Mistrzów i Ligi Europy), ogromne pieniądze. Miał być spacerek, piękne bramki, wysokie zwycięstwo. Zgadzały się jedynie bramki – faktycznie piękne. Legia wymęczyła wygraną z mistrzem Estonii, jednak zaliczka przed rewanżem jest bardzo skromna.

Kapitalna atmosfera na trybunach, odśpiewany „Sen o Warszawie”, tumult jak sprzed czasów pandemii. Na  widowni selekcjoner reprezentacji Paulo Sousa, a w drużynie przeciwnej dobrzy znajomi z występów w Ekstraklasie, w tym kojarzony z Legii Henrik Ojamaa. Początek zgodnie z przewidywaniami dla mistrzów Polski. W 3 minucie gry fenomenalną akcję przeprowadził Bartosz Kapustka – przebiegł pół boiska i huknął z 16 metrów, nie dając szans bramkarzowi Flory. Była euforia, która skończyła się fatalnie – piłkarz celebrując radość źle stanął i doznał kontuzji kolana. Niestety po czterech minutach okazało się, że zawodnik musi zejść z boiska, zastąpił go Bartosz Slisz. Po stracie lidera niestety legioniści stracili koncentrację, popełnili kilka błędów w środku boiska i w obronie. W 27 minucie po tragicznym błędzie Hołowni zawodnik Estonii oddał celny strzał na bramkę legionistów, kapitalną interwencją popisał się jednak Artur Boruc. Niestety, to nie otrzeźwiło legionistów. Podopieczni Czesława Michniewicza grali niepewnie, co rusz dawali prezenty rywalom. Nieliczne akcje mistrzów Polski nie były dokładne. Tylko postawie Boruca w bramce gospodarze  zawdzięczali, że do przerwy utrzymało się prowadzenie 1:0. W drugiej połowie to Legia miała kontrolować przebieg gry, a w 53 minucie wydarzyła się katastrofa. Kapitalną akcję Przeprowadził Henrik Ojamaa.  były pomocnik Legii wystawił piłkę do Sappinena, który z kilku metrów pokonał Boruca. Było 1:1. I niestety, gra Legii nie była zachwycająca. Głupie straty, pozwalające rywalom na tworzenie groźnej sytuacji. Akcje rwane, brak dokładności. W końcówce – nerwowe decyzje, jak ta w końcówce Luqunhasa, który mogąc zagrać do trzech partnerów zdecydował się na strzał z dystansu. Bardzo niecelny. Gdy już zdawało się, że mecz zakończy się bardzo niekorzystnym dla legionistów remisem, już w doliczonym czasie – w 91 minucie – sędzia podyktował rzut wolny dla mistrzów Polski. Dośrodkowanie Mladenovicia trafiło na pole karne Flory, jeden z obrońców wybił piłkę, ta jednak trafiła na jedenasty metr wprost pod nogi Rafy Lopesa. Ten z pierwszej piłki huknął pod porzeczkę, było 2:1. Ostatnie dwie minuty to rozpaczliwy atak gości, który na szczęście dla legionistów nie przyniósł im rezultatu. W końcówce największe wrażenie robił odśpiewany przez fanów Legii hymn Polski. Postawa kibiców, piękne gole i w miarę korzystny wynik, to jedyne pozytywy środowego spotkania.  Miało być gładkie zwycięstwo, wynik dający niemal pewność awansu przed rewanżem. Była nerwowa bardzo gra, horror, spięty niczym klamrą przez dwa przepiękne gole – Kapustki i Lopesa. Jest bardzo skromna zaliczka przed rewanżem. Legia wciąż jest faworytem, jednak przy  takiej grze jak w środę, nie można być niczego pewnym. Wynik najważniejszego dwumeczu polskiej klubowej piłki od lat wciąż jest sprawą otwartą. Rewanż w Tallinie już za tydzień.

Legia Warszawa – Flora Tallin 2:1 (1:0)

Bramki:

1:0 Kapustka 3’

1:1 Sappinen 53’

2:1 Lopes 90’+1’

Legia Warszawa: Artur Boruc – Artur Jędrzejczyk, Mateusz Wieteska, Mateusz Hołownia (60’ Rafa Lopes) – Josip Juranović, Bartosz Kapustka (7’ Bartosz Slisz), Andre Martins, Filip Mladenović, Luquinhas – Mahir Emreli (56’ Josue), Tomas Pekhart 

Flora Tallinn: Matvei Igonen – Michael Lilander, Henrik Purg, Marten Kuusk, Marco Lukka (74’ Ken Kallaste) – Henrik Ojamaa, Sergei Zenjov, Konstantin Vassiljev, Markus Soomets (79’ Markus Poom), Martin Miller – Rauno Sappinen (80’ Sten Reinkort)

fot. Freeimages.com

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img