Pałac Saski, Pałac Bruhla i kamienice od strony ulicy Królewskiej mają być odbudowane. Decyzja ta staje się przedmiotem debaty politycznej i budzi kontrowersje. Ale rzecz znamienna – nie wśród warszawiaków, gdzie w sondażach jest uznawana za jedną z najważniejszych inwestycji w mieście. I trudno się dziwić.
Pałac Saski, Pałac Bruhla i kamienice przy Królewskiej to budynki zburzone przez Niemców w 1944 roku. Decyzja o ich nieodbudowaniu była motywowana politycznie – chodziło o to, by miasto nie odzyskało dawnej świetności. I zdaniem wielu varsavianistów odbudowa ma być symbolicznym końcem odbudowy przedwojennej Warszawy… spójrzmy na korzyści z niej płynące.
Pierwsza kwestia – korzyść symboliczna. Miasto, wzorem Niemiec i innych krajów zachodnich, wraca do odbudowy własnych zabytków. Własnej tkanki historycznej. W Warszawie to szczególnie istotne, biorąc pod uwagę fakt, że pozostałości historycznego miasta jest bardzo niewiele, z uwagi na zniszczenia wojenne.
Druga kwestia – korzyść – tak, tak! – materialna. Przeciwnicy odbudowy wskazują, że jest ona kosztowna. I to prawda, ale przecież kosztowne są wszystkie inwestycje. Budynki te pełnić będą odpowiednią rolę. W tym także rolę muzealną, funkcję atrakcji historycznych, instytucji kultury. Przy dobrym zarządzaniu mogą nawet na siebie zarabiać.
Trzecia kwestia – korzyść estetyczna – naprawdę Plac Piłsudskiego w obecnej formie, jest kompletnie niezagospodarowany. A twierdzenia, jakoby miał pełnić funkcję pomnika zburzonej Warszawy są intelektualnie ciekawe. Problem w tym, że o tej funkcji nie wie chyba nikt, z samymi mieszkańcami Warszawy na czele.
I rzecz czwarta – to naprawdę nie powinna być sprawa polityczna. Muzeum Powstania Warszawskiego stoi. I nie budzi kontrowersji. Tak samo nie powinna ich budzić odbudowa wspaniałych stołecznych zabytków.
fot. Domena Publiczna