sobota, 4 maja, 2024

Stołeczne deja vu, czyli uroki dzielnicowej polityki (Analiza)

To, co dzieje się w stołecznych dzielnicach przypomina początki samorządowej Polski z lat 90-ych.

fot. Artur Andrzej/Wikipedia By Artur Andrzej – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=40111490

Pod koniec lat  90-ych ubiegłego wieku, gdy system III RP dopiero się w Polsce kształtował, samorządy wyglądały nad wyraz ciekawie. W Kielcach, mieście, które w tym czasie toczyło batalię o to, by po reformie samorządowej pozostać miastem wojewódzkim, toczyła się też druga wojna, polityczna i bardzo bezwzględna. O to, kto jest prezydentem miasta. Część radnych twierdziła, że Jacek Jędrzejkiewicz, część, że Bogdan Borkowski. Po jakimś czasie centrowo-prawicowych polityków pogodził Włodzimierz Stępień z lewicy. Po latach sytuacja w samorządach uległa zmianie. Prezydenci i burmistrzowie miast, a także wójtowie gmin wiejskich, wybierani są bezpośrednio. W efekcie – nie ma sporu o to, kto rządzi miastem, czy gminą. Wiadomo, że prezydent i zarząd. Co najwyżej ma bardziej, bądź mniej przychylnych radnych. Oczywiście w polityce samorządowej, podobnie jak w krajowej, nie brak patologii, ale akurat bezpośredni wybór włodarzy przez mieszkańców jest zdrowszy. Nie ma pałacowych przewrotów, nocnych zmian. Można złego samorządowca odwołać w referendum (choć nie jest to łatwe). Jednak nie ma tak, że burmistrz, prezydent, czy wójt są zakładnikami jakiejś koalicyjnej większości. „Po staremu” jest za to na szczeblu wojewódzkim, powiatowym i dzielnicowym w Warszawie. Marszałka województwa wybiera sejmik. I zazwyczaj rządząca nim stabilna większość, choć po ostatnich wyborach doszło na  Śląsku do sytuacji, w której radny Kałuża z Nowoczesnej nagle przeszedł do PiS. I Koalicja Obywatelska wygrała wybory, ale województwem śląskim rządził PiS. Jak często do takich sytuacji dochodzi w powiatach – szczerze mówiąc nie śledzę. Ale w Warszawie, w poprzedniej kadencji dzielnice stanowiły skansen samorządu z lat 90-ych. Ze wszystkimi swoimi urokami. Najsłynniejsza była chyba wojna na Bemowie, gdzie były burmistrz i były wiceprezydent Warszawy Jarosław Dąbrowski wygrał wybory, ale nowy zarząd, ze współpracownikiem Dąbrowskiego Krzysztofem Zygrzakiem  na czele nie był do końca uznawany (w zasadzie w ogóle nie był) przez władze miasta. I toczona była wojna z ówczesną prezydent, której kulminacją był słynny banner przedstawiający Hannę Gronkiewicz-Waltz, Władimira Putina i napis: „Gronkiewicz-Waltz Putinem Warszawy”. Sprawa została rozwiązana w sposób co najmniej kuriozalny – władzę w dzielnicy przejęła nowa koalicja, którą powołali radni. W czasie, gdy w skali kraju trwała ostra polityczna jatka, na ulicach Warszawy protestował Komitet Obrony Demokracji przeciwko rządom PiS, w dzielnicy Bemowo powstała koalicja…. PO-PiS. Platforma z PiS-em wspólnie powołały własny zarząd, eliminując buntowników z komitetu lokalnego. Ale Bemowo nie było wyjątkiem, do rozmaitych zadym, starć i konfliktów dochodziło w kilku innych stołecznych dzielnicach. W tej kadencji było spokojniej, jednak zmiana na Ochocie wskazuje, że czas ten się skończył. A biorąc pod uwagę okoliczności zmiany, i fakt, że są wątpliwości co do trybu, to chyba dopiero początek politycznej wojny.

 

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img