niedziela, 5 maja, 2024

To naprawdę bez znaczenia, czy jest pandemia

Przemysław Harczuk

Pewien oficer wywołał skandal mówiąc w tzw. dobrym towarzystwie, że „chrzani savoir vivre”. Bo zasady dobrego wychowania to – zdaniem owego oficera – skupianie się na tym, czy kapelusz zdjąć prawą, czy lewą ręką, a tymczasem kluczowe jest, aby kapelusz ów zdjąć. A mówiąc dosadniej, po wojskowemu, nieważne jest, czy dupę podcierać prawą, czy lewą ręką, ważne, by był w niej papier i by było to podtarcie skuteczne. Wspomniany oficer wywołał szok w kręgach ludzi kulturalnych, z elity, wśród których nie brak arystokratów. W  przeciwieństwie do moich lewicowych kolegów mam szacunek do arystokracji i ogromny sentyment do rycerstwa i szlachty, ale spora część tej grupy zanotowała upadek.  Moi lewicowi koledzy mogliby zatriumfować, że „lud jest zdrowy”, co zawsze twierdzili. Powoli. Dekady po upadku elit nastąpił całkowity upadek i degeneracja ludu, przynajmniej tego internetowego. Bo głupawe rozmowy na nieistotne tematy, urastające do rangi sprawy wagi państwowej, stały się powszechne w naszym internecie. I jedna rzecz rozwala mnie całkowicie. To debata na temat tego, czy jest pandemia, czy też jej nie ma. Bo do 2009 roku była definicja pandemii inna, skupiająca się na śmiertelności wywołanej przez epidemię, dziś jest inna, skupiająca się na szybkości rozprzestrzeniania się choroby. A więc przed laty pandemią była taka światowa epidemia, która dziesiątkowała ludzkość w znacznie większym stopniu niż COVID, a dziś jest to po prostu epidemia, która opanowała cały świat. Definicja, jak definicja. Ale ludzie kłócą się niemiłosiernie o to, czy pandemia jest, czy nie. Pandemia ma być – zdaniem jednych – fałszywa, bo nowa definicja jest bez sensu, Inni się oburzają, że nie, bo nowa definicja jest adekwatna do sytuacji itd. A to trochę tak, jakby zamiast ratować życie kłócić się o to, czy morderca, który chce nas żywcem poćwiartować używa siekiery, czy może topora. Albo jakbyśmy się zastanawiali, czy auto, które nas za moment rozjedzie jest produkcji amerykańskiej czy japońskiej, a może niemieckiej, podczas gdy mając ułamek sekundy (a i to nie) kluczowe jest uskoczenie, by może jednak rozjechania uniknąć. Kawiarniane (albo raczej fejsikowe) dywagacje o tym, czy mamy do czynienia z pandemią, czy nie, przypominają dylematy upadłej arystokracji na  temat tego, jak jeść ostrygi w czasach, gdy nikogo, z arystokracją włącznie nie było stać nie tylko na owoce morza, ale i na kawałek słoniny. Nie jest istotne, czy mamy do czynienia z pandemią, czy innym gównem – istotne, by się po prostu nie dać.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img