sobota, 4 maja, 2024

Najkrwawsza w historii. Słynna ucieczka z kryminału

Czterech bandziorów zostało skazanych na długoletni pobyt za kratkami. Nie znali się wcześniej, ale trafili do mokotowskiego więzienia. Wspólnie zaplanowali ucieczkę, w której trakcie z zimną krwią zabili trzech strażników. Tylko jednego z morderców udało się schwytać.

(Przypominamy nasz archiwalny materiał)

Wiosną 1923 roku wśród osadzonych w więzieniu przy ulicy Rakowieckiej przebywał m.in. Aleksander Dubeńko. Młody, bo zaledwie 22-letni, ale groźny i niebezpieczny bandyta – skazany na bezterminowe pozbawienie wolności (co dzisiaj można byłoby nazwać dożywociem).

Przypadek sprawił, że znaleźli się razem

Do tego samego „kryminału” trafili także trzej inni mężczyźni z długimi wyrokami: Antoni Dębisz (skazany na 10 lat – do odsiadki pozostało osiem) oraz Stanisław Roszkowski i Franciszek Nowicki (wyroki po 15 lat – do końca kary jeszcze kilkanaście). Najmłodszy z nich miał 21 lat, a najstarszy 28 – czyli byli bardzo młodymi ludźmi, choć bezwzględnymi i brutalnymi, mającymi na koncie wiele poważnych przestępstw, także z użyciem broni. Nie znali się wcześniej, pochodzili z różnych rejonów Polski. Oczywiście, nie mieli żadnego wpływu na to, w jakim zakładzie będą odbywać karę. Jedynie przypadek sprawił, że wszyscy w tym samym czasie znaleźli się na Mokotowie. Podobnie, jak to, że zostali skierowani do przywięziennej piekarni. Na co dzień pracowała tam – pod nadzorem kilku strażników – większa grupa osadzonych. Jedynie w weekendy sytuacja wyglądała inaczej.

I dlatego bandyci wybrali tamten dzień, a właściwie noc z 21 na 22 kwietnia 1923 r. Wtedy w piekarni przebywało tylko ich czterech, a pilnował ich jedynie 37-letni Józef Kurowski. Zaatakowali strażnika około godziny 3.30.„Powalili go na betonową posadzkę, obezwładnili, związując ręce i nogi, po czym jeden z nich okręcił mu szyję workiem po mące, zaciskając śmiertelną pętlę. Dla pewności chwycił jeszcze siekierę i z całej siły uderzył konającą ofiarę w tył głowy, rozłupując czaszkę” – przypomniało koszmarne wydarzenia Biuro Edukacji Historycznej Komendy Głównej Policji. Napastnicy zabrali zabitemu strażnikowi karabin, a przede wszystkim klucze, którymi otworzyli drzwi wiodące na dziedziniec. Tam służbę pełnił 33-letni Antoni Łapiński. Gdy patrolował obiekt, dotarł do miejsca, w który ukrywała się czwórka więźniów. Zginął od ciosu siekierą w głowę. Zwłoki zaciągnęli do piekarni i wrócili na dziedzic. Musieli go szybko przebiec, aby niepostrzeżenie dotrzeć do muru – ostatniej przeszkody do wolności.

Obława na wielką skalę

Wtedy jednak natknęli się na kolejnego strażnika 26-letniego Henryka Rucińskiego. Tym razem już nie dbali o ciszę. Zastrzelili mężczyznę. Po chwili przystawili drabinę do muru, którą ktoś nieopatrznie stawiał w pobliżu i przeskoczyli na drugą stronę. Nikt ich już nie zdołał powstrzymać. Strzały wprawdzie zaalarmowały załogę więzienia, ale zanim ktokolwiek zareagował, uciekinierzy zniknęli. Ruszyła obława zakrojona na ogromną skalę. Zbiegów poszukiwano nie tylko w Warszawie, ale również na peryferiach stolicy. Pomimo to zdołali się oni wymknąć. Długo brakowało jakichkolwiek informacji o bandytach. Oni zresztą byli bardzo ostrożni.

Pierwsze wiadomości nadeszły po dwóch dniach – o napadzie na rolnika we wsi Młochowo koło Raszyna. Czterech mężczyzn sterroryzowało domowników bronią, związali ich, ale nie zrobili krzywdy. Jedynie zabrali gotówkę i ubrania. Rysopis sprawców nie pozostawiał wątpliwości – to byli ścigani zbiedzy. Nie pomogło to jednak ich schwytać. Rzekomo widziano ich także w Koluszkach. I nic poza tym… Dopiero później ustalono, że właśnie tam się rozdzielili i każdy ruszył na własną rękę. Liczyli, że w pojedynkę łatwiej im będzie zniknąć. Niestety, mieli rację. Tylko jeden z nich został złapany.

Co się stało z uciekinierami

Antoni Dębisz dotarł na Śląsk, zdobył fałszywe dokumenty i chciał uciec za granicę. Tym razem miał pecha. Podczas przypadkowej kontroli jego paszport wzbudził wątpliwości policjantów. Trafił do aresztu i szybko odkryto jego prawdziwą tożsamość. Oczywiście, został przewieziony do Warszawy. W dużej mierze, to właśnie dzięki jego zeznaniom wiadomo, co się wydarzyło podczas ucieczki z więzienia. Bandyta starał się umniejszać swoją rolę w zbrodni, ale niewiele wskórał. Jesienią 1923 roku stanął przed sądem, a na koniec procesu sąd skazał go na karę śmierci przez rozstrzelanie. Egzekucję wykonano. Co się stało z pozostałą trójką? Wiadomo niewiele. Więcej jest spekulacji niż faktów. Rzekomo Francisk Nowicki także wpadł i stanął przed sądem, ale nie ma potwierdzenia w oficjalnych dokumentach. Z kolei Biuro Edukacji Historycznej Komendy Głównej Policji przywołuje wpis na forum historycy.org poświęconemu „Więziennictwu II RP”. „Roszkowski zbiegł do ZSRR, gdzie został zabity podczas napadu. Natomiast Dubieńko zginął w czasie przestępczych porachunków”.

Łucja Czechowska

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img