wtorek, 19 marca, 2024

Warunkowe zwolnienie dla „królowej zbrodni”? Ona nigdy nie okazała skruchy. Historia pruszkowskiej morderczyni

Małgorzata Rozumecka, która z zimną krwią ćwierć wieku temu dokonała koszmarnej zbrodni, odsiaduje dożywocie, wkrótce jednak będzie mogła ubiegać się o warunkowe zwolnienie. Sprawa do dziś wzbudza emocje.

(Tekst przypominamy jako najpopularniejszy w 2021 roku w „Nowym Telegrafie Warszawskim”) 

Jedynym motywem koszmarnej zbrodni była chciwość. Choć dawno temu zapadły prawomocne wyroki, to nadal nie brakuje wątpliwości – do dziś nie wiadomo kto strzelał do ofiar. Za inspiratorkę podwójnego morderstwa sąd uznał Małgorzatę Rozumecką i skazał na dożywocie. Wkrótce minie 25 lat, gdy trafiła za kratki, a więc wyrachowana przestępczyni będzie mogła się starać o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Wyjdzie na wolność?

Fascynowały ją pieniądze, imponował półświatek

Trudno byłoby w minionych dwóch dekadach znaleźć reportaż o przestępczości kobiet lub morderczyniach z długimi wyrokami, w których nie pojawiłby się wątek pochodzącej z Pruszkowa Małgorzaty Rozumeckiej. Była też pierwowzorem postaci w serialach kryminalnych, udzieliła kilku wywiadów, jest nawet współautorką książki. Obecnie Rozumecka, która odsiaduje wyrok dożywocia ma „piąty krzyżyk na karku”, ale pamiętać należy, że zbrodnię popełniła jako bardzo młoda kobieta – mając zaledwie 22 lata.

Pozornie nic nie stało na przeszkodzie, aby wiodła spokojne, uczciwe życie. Bez wątpienia inteligentna. Pochodziła z tzw. normalnego domu, rodzice ciężko pracowali, opłacili córce studia w kierunku resocjalizacji. Ona jednak była zafascynowana pieniędzmi, imponował jej przestępczy półświatek, a trzeba pamiętać, że wtedy w Warszawie i okolicznych miejscowościach grasowali brutalni gangsterzy, którzy nawet nie kryli się ze swoim bogactwem. Wspominał o niej nawet najsłynniejszy świadek koronny Jarosław S., pseudonim „Masa”: „była dziwna, kochała świat gangsterski, kręciła się przy nas. Kiedyś chciała mi dać kilkanaście tysięcy złotych za zabicie jakiegoś człowieka, który rzekomo czyhał na jej głowę. Oplułem ją i odszedłem. Tak skończyła się moja znajomość z Rozumecką”.

Ona jednak sama zaczęła kombinować, jak szybko i łatwo zdobyć pieniądze. Niestety, wpadła na taki pomysł.

Zbrodnia zaplanowana

W latach ’90 telefony komórkowe były luksusowym gadżetem, kosztowały krocie, dostępne dla nielicznych. Rozumecka znała pracowników jednego z operatorów (miała za sobą epizod w tej firmie) i skontaktowała się z Piotrem A., któremu złożyła niecodzienną ofertę. Zapewniała go, że dyskusyjny klub filmowy Bogusława Lindy (nigdy taki nie istniał, a nazwisko znanego aktora było jedynie wabikiem) potrzebuje sporej liczby aparatów. Musiała być bardzo wiarygodna, bo mężczyzna uwierzył w szansę na doskonałą transakcję. Poprosił nawet o pomoc kolegę z firmy Pawła S.

„Chcieliśmy tylko przewalić A.” – twierdziła później Rozumecka, ale prokuratorzy, jak i sędziowie, uznali, że zabójstwo było zaplanowane.

Umówili się na spotkanie 18 czerwca 1997 roku w pobliżu Komorowa. Mężczyźni przywieźli nowiutkie 32 telefony komórkowe. Nie wyczuli podstępu. Natomiast Rozumecka pojawiła się w towarzystwie kilku nastolatków, których namówiła do pomocy (wśród nich 16-letniego brata). Zwabili ofiary na leśną polanę, gdzie dzień wcześniej wykopali dół. Piotr A. i Paweł S. zostali zastrzeleni, ich ciała bandyci wrzucili do mogiły i zakopali.

Po zabójstwie Rozumecka natychmiast pojechała do centrum Warszawy, bo na targowisku przed Pałacem Kultury i Nauki czekał na nią umówiony kupiec. Od ręki wziął wszystkie aparaty za 36 tysięcy złotych (przeciętna miesięczna pensja wynosiła wtedy nieco ponad tysiąc zł).

Zbrodnia bardzo szybko wyszła na jaw, bo w lesie kręcili się przypadkowi świadkowie (ich tożsamości nigdy nie ujawniono, pozostali incognito), którzy natychmiast powiadomili policję. To pozwoliło szybko zatrzymać podejrzanych.

Podczas śledztwa część faktów nie budziła wątpliwości. Pojawiły się jednak też problemy – chociażby z ustaleniem podziału ról w dramacie na leśnej polanie. Dwóch mężczyzn zamordowano, ale kto do nich strzelał? Tego nigdy nie wyjaśniono. Podobnie jak nie odnaleziono narzędzia zbrodni. Z kolei podejrzani, a później oskarżeni, zmieniali wersję wydarzeń, kluczyli, próbowali umniejszać swoją rolę.

Bez skruchy

Jedno pozostało niezmienne – Rozumecka od początku do końca zaprzeczała, aby kogoś zabiła lub planowano morderstwo. Co nie znaczy, że okazała skruchę. Podczas jednej z rozpraw adwokat innego oskarżonego zwrócił się bezpośrednio do niej:

„Jaka jest prawda? Apeluje do pani sumienia”.

„Nie można apelować do mojego sumienia, bo ktoś stwierdził, że go nie mam” – odpowiedziała.

Proces toczył się przy ogromnym zainteresowaniu, bo nikt nie był w stanie przewidzieć co powie lub zrobi Rozumecka. Chociażby przebywając na obserwacji w psychiatryku w Tworkach próbowała stamtąd… uciec. I prawie się jej udało. Opuściła teren placówki, przeszła ogrodzenie, na zewnątrz czekał ojciec z przygotowanym dla córki fałszywym paszportem, meksykańską wizą i biletem lotniczym. Mieli jednak wyjątkowego pecha, bo akurat w tym momencie przypadkowo przejeżdżał radiowóz z policjantami, którzy szukali włamywaczy.

Ostatecznie Rozumecka została skazana na karę dożywotniego pozbawienia wolności. Orzeczenie utrzymał w mocy Sąd Apelacyjny w Warszawie, a w ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia Jan Krośnicki stwierdził: „To ona była organizatorem, to ona wszystko zaplanowała, to ona wydawała polecenia, to ona była przywódczynią”. Obrońca złożył jeszcze kasację, ale Sąd Najwyższy uznał ją za bezzasadną.

Mężczyźni, którzy zasiedli z „królową zbrodni” na ławie oskarżonych odsiedzieli już swoje kary, a jeden został uniewinniony.

Rozumecka nadal przebywa za kratkami. W przyszłym roku minie 25 lat od morderstwa, za które została skazana. Będzie więc mogła starać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Szanse na wyjście na wolność ma mizerne, ale…

 

Łucja Czechowska

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img