niedziela, 5 maja, 2024

Podatek jest groźny, niezależnie od poglądów

Przemysław Harczuk

Znajomy zapytał mnie właśnie, nie kryjąc szczerego oburzenia: „jak to, Ty, konserwatysta, i dziś mówisz „Gazetą Wyborczą”, czy innym „tefałenem”, popierasz strajk mediów, którym chodzi o kasę, nie żadną wolność słowa. Przeszedłeś na stronę lewaków?” – pytał. Ponieważ podobne argumenty (wobec różnych osób) padają też publicznie, a wiele osób nie rozumie na czym polega nowa opłata od reklam, która zresztą zapewne (na szczęście) nie przejdzie, parę słów wyjaśnienia. Po pierwsze – z „Gazetą Wyborczą” i szeroko rozumianą lewicą nie zgadzam się prawie w żadnej kwestii. Nie zmienia to faktu, że gdy ktoś z tej redakcji napisze, że dwa i dwa jest cztery, nie będę na siłę udowadniał, że jest to „pięć”, bo z z autorami owego stwierdzenia się nie zgadzam. A z tym mamy często do czynienia wśród zwolenników prawej strony. Co więcej, takie stawianie sprawy jest lustrzanym odbiciem zachowań fanatycznego antypisu, którego wyznawcy byliby gotowi uzasadniać, że ziemia jest płaska, gdyby o jej kulistości powiedział Jarosław Kaczyński. Ale ad rem – podatek medialny „od reklam” nie jest dobrym rozwiązaniem. Mocno zaszkodzi nie gigantom – ci poradzą sobie w każdej sytuacji, nie podmiotom dużym i silnym, choć one mocno oberwą, ale średniakom z polskim kapitałem. Co więcej – nie jest prawdą, że podatek nie uderzy w tzw. mrówki, czyli najmniejsze podmioty. Uderzy w nie, bo np. w przypadku reklam farmaceutyków limitu nie będzie. Co jest w tym rozwiązaniu najgorsze, to to, że nowy podatek nie będzie płacony od zysku, ale od przychodu. A to ogromna różnica – to tak, jak ktoś ma mały sklepik. I powiedzmy sprzeda produkty za 25 tysięcy złotych. Ale musi następnego dnia kupić towar za 24 tysiące. Zysk wyniósł 1 tysiąc złotych. Normalnie podatek 5 proc. powinien wynieść 50 złotych. Gdyby był naliczany od zysku. Ale w przypadku naliczenia od dochodu, to już nie 50 zł., ale 1250 złotych. A więc więcej niż osiągnięty przychód! Oczywiście to przykład skrajny, jednak media mają swoje koszty – choćby druk gazety, kolportaż, opłacenie ludzi w mediach tych zatrudnionych. Dlatego też wprowadzenie tego podatku byłoby bardzo szkodliwe. Podobnie jak wprowadzenie innych podatków, które uderzają w inne branże – choćby podatek cukrowy w producentów napojów itd. Oczywiście jest w proteście medialnym pewna rzecz, która mi się nie podoba, nawet dwie rzeczy. Po pierwsze, nie wszyscy wydawcy zostali o proteście poinformowani, niektórzy dowiedzieli się o nim w trakcie jego trwania. Ale to można jeszcze zwalić na spontaniczność, szybkie podejmowanie decyzji. Druga rzecz jest już gorsza – to zmasowane ataki na przykład na media branżowe, których protest nie dotyczył, a które protestu nie wsparły. Widać tu albo działanie celowe konkurencji, nieczyste zagrania. Albo działanie ludzi zaślepionych, klasycznych baniek medialnych. Ale generalnie – podatek medialny jest groźny. Albo inaczej – byłby groźny, bo wszystko wskazuje na to, że nie przejdzie. Natomiast wracając do pytania z początku – nie, nie byłem, nie jestem i nie będę fanem lewicowo-liberalnych gazet, czy poglądów, które gazety te głoszą. Jednocześnie oplatę medialną uznaję za szkodliwą, a protest przeciwko niej, niezależnie od poglądów, za jak najbardziej sensowny i zrozumiały. 

Przemysław Harczuk

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img