czwartek, 28 marca, 2024

Jedni wbiją na pal, drudzy usmażą w smole. Jaki wybór

Jarosław Kaczyński powiedział, że znana sieć sklepów powinna stać się polska. Podchwycił to wybitny strateg, Janusz Kowalski. Niegdyś prominentny działacz PO, dziś najradykalniejszy radykał z najradykalniejszego odłamu radykalnej Solidarnej Polski. Propozycję prezesa jeszcze przebił. Zaproponował repolonizację handlu i „polskiego Lidla, polską Biedronkę”.

Polscy kupcy bez szans

Co ta propozycja oznacza dla zwykłych ludzi? Ano to, że pani Krysia z bazaru, głosująca zazwyczaj na prawicę sprzedawczyni pietruszki, wciąż – jak za przeklinanej przez nią PO – będzie musiała płacić ogromne podatki, daniny. Podniesie ceny, nie dlatego, że chce, ale dlatego, że do marży zmusza ją nierówna, umożliwiana przez władze, konkurencja potężnych sieci. W zderzeniu z Lidlem nie będzie mieć szans. Tomek i Marzena, wyborcy liberalnej lewicy, którzy kapitał zarobiony w Wlk. Brytanii zainwestowali w klimatyczny sklep w dobrej dzielnicy nadal będą mieli ogromne czynsze. A duża sieć będzie z nich zwolniona. Wreszcie Marek, zniechęcony do polityków i od lat bojkotujący wybory właściciel niedużego sklepu, wciąż będzie nękany opłatami i innymi utrudnieniami. W konkurencji z Biedronką będzie na straconej pozycji.

Firmy gnębione, ale już pod polską flagą 

W Telegrafie od lat piszemy krytycznie o sytuacji, w której polscy handlowcy są obciążani rozmaitymi daninami, rzuca się im kłody pod nogi, a zagraniczne sieci takowych obciążeń nie mają. Dzięki temu u nich jest tanio (w dobie drożyzny – nie bardzo tanio, ale przynajmniej taniej, niż gdzie indziej). U naszych drogo (a w obecnym kryzysie jeszcze drożej). I pobłażliwość dla wielkich zagranicznych molochów kosztem małych podmiotów była poważnym zarzutem i wobec rządu PO, i wobec samorządów zdominowanych przez tę partię. Rzecz w tym, że PiS, Solidarna Polska, szerzej Zjednoczona Prawica, mając usta pełne patriotycznych frazesów, problem chcą(?) rozwiązać gasząc ogień benzyną. Zamiast stworzyć polskim podmiotom normalne warunki działania w konkurencji rynkowej, by molochy przestały je gnębić, proponują molochów upaństwowienie. By mogły polskie firmy gnębić dalej. Ale pod polską już flagą, jako przedsiębiorstwa państwowe.

Bez politycznego wyboru

Bardzo aktualne są słowa o tym, że jedna opcja – ta liberalna spod szyldu PO – utrudnia życie polskim małym podmiotom. W imię szczytnych celów, bo za rację stanu uważa przyciąganie kapitału zagranicznego i wielkich, zachodnich korporacji. Druga strona, patriotyczna, PiS-owska, też utrudnia życie drobnym przedsiębiorcom. Także w imię szczytnych celów – budowania silnego państwa. Efekt? Pani Krysia, Tomek i Marzena, Marek, nadal będą toczyć nierówną walkę z potężnymi molochami. Z tą różnicą, że teraz, molochy te będą polskie. A dla nas wszystkich, oznacza to jedno. Jeśli chcemy działać na swoim, być klasą średnią, czuć się wolnymi, nie niewolnikami państwowych przedsiębiorstw, bądź ogromnych prywatnych korporacji, nie ma politycznego wyboru. To znaczy jest. Ale taki, jak wybieranie pomiędzy nadzianiem na pal, lub ugotowaniem w smole.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img