piątek, 26 kwietnia, 2024

Polacy na MŚ w Argentynie. Skład najlepszy w historii. Finisz bez medalu

Bohaterowie z RFN, z drużyny Orłów Górskiego. Nieobecny z powodu kontuzji cztery lata wcześniej Włodzimierz Lubański. Do tego młodzi – Zbigniew Boniek, Adam Nawałka, Andrzej Iwan. Drużyna z roku 1978 uważana jest za najsilniejszą w dziejach polskiej piłki nożnej. Miała potencjał na złoto. Zajęła „zaledwie” piąte miejsce.

Złoto na Igrzyskach w Monachium, trzecie miejsce na MŚ 1974, wicemistrzostwo olimpijskie w Montrealu w 1976. Ten ostatni wynik wielu komentatorów w Polsce uznało za porażkę. Kazimierz Górski przestał być trenerem. Zastąpił go jego asystent, Jacek Gmoch. Składem dysponował wręcz bombowym. Trzon ekipy tworzyli zawodnicy z MŚ 1974 roku. Ale do zespołu wrócił wielki Włodzimierz Lubański, którego wcześniej wyeliminowała koszmarna kontuzja. Doszli też młodzi – genialny skrzydłowy Stanisław Terlecki, środkowy napastnik Andrzej Iwan, jeden z najlepszych defensywnych pomocników świata, Adam Nawałka. I przede wszystkim Zbigniew Boniek.

Świetne eliminacje

Eliminacje Polacy przeszli jak burza. Pokonali na wyjeździe Portugalię (dwa gole Grzegorza Laty). Roznieśli Cypr 5:0 (dwa gole Deyny, trafili też Boniek, Szarmach i Terlecki). Wygrana z Danią w Kopenhadze 2:1 i dwie bramki trafiającego do kadry po ciężkiej kontuzji Lubańskiego. Z Cyprem na wyjeździe 3:1 po golach Laty, Terleckiego i Mazura. Wreszcie Biało-Czerwoni zdeklasowali Danię u siebie 4:1 (trafienia Masztaler, Lato, Deyna i Szarmach). Na koniec eliminacji remis z Portugalią 1:1. Cudowny gol Kazimierza Deyny bezpośrednio z rzutu rożnego. Mecz wiele osób pamięta z uwagi na haniebne gwizdy wobec kapitana polskiej kadry. Awans bez porażki, z jednym remisem robił wrażenie. A Biało-Czerwoni uchodzili za faworytów nawet do złota. I były podstawy aby tak myśleć. Wprawdzie przed turniejem wypadł z powodu kontuzji Stanisław Terlecki, kadra była wciąż bardzo mocna. Wciąż byli w niej Gorgoń, Żmuda, Szymanowski, Tomaszewski, Kasperczak, Deyna, Lato i Szarmach. Doszedł Lubański a także Nawałka, Boniek, Iwan.

Od RFN do Brazylii

W grupie rywalami byli obrońcy trofeum – RFN, a także zespoły Tunezji i Meksyku. Biało-Czerwoni zaczęli od bardzo dobrego wyniku – bezbramkowego remisu z RFN. W drugim meczu było wymęczone zwycięstwo 1:0 z Tunezją, po golu Grzegorza Lato. Kolejny mecz był już w wykonaniu Biało-Czerwonych zdecydowanie lepszy. Podopieczni Jacka Gmocha zwyciężyli 3:1 z Meksykiem. Dwa gole zdobył Zbigniew Boniek, jednego Kazimierz Deyna. W grupie półfinałowej  Biało-Czerwoni rozegrali jeden z najwspanialszych, choć najbardziej smutnych, bo przegranych meczów. Z gospodarzami z Argentyny. Dziwną decyzją Jacka Gmocha było niewystawienie w obronie Jerzego Gorgonia, ale przesunięcie tam z pomocy Henryka Kasperczaka. Już w 16 minucie gola dla Argentyny zdobył Mario Kempes. Biało-Czerwoni rzucili się do ataku.

W 38 minucie kapitalnym strzałem popisał się Lato, jednak piłkę z bramki kapitalnie wybił ręką… Mario Kempes. Dziś za takie zagranie oprócz rzutu karnego byłaby czerwona kartka. Wtedy jedynie żółta. Ale karny był ewidentny. Piłkę ustawił rozgrywający wtedy oficjalnie setny mecz (potem ze statystyk wykasowano część spotkań nieoficjalnych) Kazimierz Deyna. Uderzył i… rzut karny zmarnował. Argentyńczycy w drugiej połowie (znów Kempes!) podwyższyli na 2:0. Polacy na finał iluzoryczne – musieliby ograć Canarinhos, a gospodarze przegrać z Peruwiańczykami. Ale na medal szanse były – wygrana z Brazylią dawała prawo gry o trzecie miejsce. Prowadzenie dla Brazylii zdobył Nelinho już w 12 minucie. Gola „do szatni” w 45 minucie uzyskał Lato. W drugiej połowie Brazylijczycy byli zespołem zdecydowanie lepszym. Dwie bramki Roberto Dinamite w 57 i 63 minucie pozbawiły Biało-Czerwonych marzeń o medalu.

Piąte miejsce – sukces, czy porażka?

Ostatecznie Biało-Czerwoni zajęli na MŚ w Argentynie piąte miejsce. Dziś przyjęlibyśmy je z pocałowaniem ręki. Wtedy wszyscy uznawali je za klęskę, a Jacek Gmoch przestał być selekcjonerem. Jak realnie ocenić tamten występ? Bez wątpienia Biało-Czerwoni mieli potencjał na najcenniejsze trofea. Jednak pamiętać należy, że w tamtym okresie poza Europą zespoły z kontynentu nie wygrywały turniejów. Pierwszym wyjątkiem było złoto Hiszpanów w roku 2010 w RPA. A pierwszą europejską drużyną, która zwyciężyła w Ameryce Południowej byli Niemcy, w roku 2014 w Brazylii. A więc w 1978 szanse na złoto w Argentynie były mizerne. W dodatku w grupie półfinałowej Polacy mierzyli się z gospodarzami i Canarinhos.

Tu warto obalić pewien mit, krążący wśród polskich dziennikarzy i kibiców. Rzekomo, gdyby Polska wygrała z RFN, które było najsłabsze od lat, grałaby w grupie półfinałowej z Holandią, Włochami i Austrią. Miała znacznie większą szansę na awans. To prawda – RFN było najsłabsze od lat. Istotnie druga grupa była łatwiejsza, niż ta z Brazylią, Argentyną i Peru. Ale aby się w niej znaleźć wygrana z RFN Biało-Czerwonym nie dawała NIC! Bo Polacy, po remisie z RFN i wygranych z Tunezją i Meksykiem grupę… wygrali. A więc aby wejść do słabszej grupy podopieczni Gmocha musieliby z RFN przegrać. A sam wynik? Z perspektywy lat i tak pozostaje trzecim najlepszym w historii polskich występów na mistrzostwach świata.

 

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img