piątek, 19 kwietnia, 2024

Nie żadna składka, lecz potworny haracz

Składki na Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie są żadnymi składkami, ale ordynarnym podatkiem, narzucanym ludziom prowadzącym działalność gospodarczą. I, żeby było jasne. Nie chodzi tu o stereotypowego milionera, który odpala cygaro od studolarówki. Ale o ludzi na samozatrudnieniu, właścicieli małych zakładów fryzjerskich, firm usługowych, zakładów rzemieślniczych, niedużych sklepików. Ludzie ci codziennie z samego rana jeżdżą po towar, potem przywożą go, rozładowują, później na przykład stoją za ladą. Niezależnie od tego, czy zarabiają, czy nie, muszą płacić składkę na Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Danina ta z każdym rokiem rośnie, bo rośnie minimalna płaca, a od jej wysokości składka na ZUS zależy. Problem można rozwiązać na różne sposoby. Brytyjski – dając składkę progresywną, zależną od zysku. Niemiecki – zakładający dobrowolność. Nowozelandzki – znoszący składkę w ogóle. Opiera się na założeniu, że w życiu każdy płacił jakieś podatki. Więc emeryci utrzymywani są z budżetu. Nie przesądzam, które rozwiązanie jest optymalne. Ale każde jest lepsze od tego, które obowiązuje u nas.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img