czwartek, 25 kwietnia, 2024

Chaos, miliony uchodźców, potworne zagrożenie. Co dla nas oznaczałaby inwazja?

 Ostatnio toczy się coraz więcej dyskusji na temat ewentualnej inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Pojawiły się opinie, że konflikt stanowić będzie dla nas śmiertelne zagrożenie, być może nawet utratę niepodległości i atak na nasz kraj. Z drugiej strony są komentarze, że Rosja nam nie zagraża. „Ukraina niekonieczne nam sprzyja, więc może to nawet dobrze, że Rosja na nią napadnie” – takie opinie pojawiły się w sieci. Jak jest naprawdę?

Na wstępie warto uspokoić – pełnowymiarowa agresja na Polskę jest bardzo mało prawdopodobna. W przewidywalnej przyszłości. Nie chodzi tylko o to, że jesteśmy w NATO i UE, atak na taki kraj średnio się opłaca. Ale też zajmowanie dużego państwa nie opłaca się ekonomicznie. Mimo to, że bezpośrednia (w niedalekiej przyszłości) agresja nam nie grozi, jest się czego obawiać. Skutków bardzo negatywnych dla naszego kraju byłoby jednak całkiem sporo.

Po pierwsze – do niedawna nasza granica z Federacją Rosyjską ograniczała się do jedynie wąskiej enklawy na północy, z Obwodem Kaliningradzkim. Dziś mamy całkowicie podporządkowana Rosji jest Białoruś. W razie zajęcia Ukrainy graniczylibyśmy z Rosją od północy, i na całej długości granicy wschodniej. Dla przypomnienia Rosja to kraj totalitarny. Antypolski. Owszem, propolska nie jest też obecna Ukraina, ale Rosja ma zdecydowanie większy potencjał. A jej polityka zakłada po prostu kolejne agresje. Choć, jak wspominamy powyżej, atak pełnoskalowy na Polskę nam na razie nie grozi, wojna hybrydowa na granicy już tak. A znacznie trudniej ją toczyć, gdy wojna taka toczy się na CAŁEJ wschodniej granicy. –

Drugim skutkiem byłaby potworna katastrofa humanitarna na terenie Ukrainy. Niosłaby za sobą kilka kolejnych zagrożeń bezpośrednio dla Polski. Epidemie i głód w okupowanym państwie ewidentnie miałyby wpływ na nas. Choroby łatwo by się przeniosły, a miliony migrantów ruszyłyby na granicę. I nie byliby to migranci cynicznie wykorzystani przez Łukaszenkę, ale UCHODŹCY wojenni, których przyjmowanie byłoby moralnym obowiązkiem. Ale przyjęcie milionów ludzi poważnie zmieniłoby strukturę społeczną w Polsce. Nie przyjęcie byłoby jednak znacznie gorsze, nie tylko ze względów moralnych, ale politycznych. Po prostu doszłoby do eskalacji konfliktu na granicy. Mielibyśmy rosyjskie prowokacje, zielone ludziki. Kto wie, czy nie tlący się bezustannie konflikt graniczny, rzecz niszcząca dla każdego państwa.

I trzecia sprawa – Rosja zawsze lubi destabilizować sytuację w kraju, który chce osłabić, bądź sobie podporządkować. Pogorszenie sytuacji i poczucia bezpieczeństwa w Polsce bez wątpienia zaowocuje daleko większą próbą destabilizacji sytuacji w naszym kraju. Jeszcze większy wzrost napięcia wśród Polaków.

Po czwarte – na Ukrainie jest duża społeczność polska. Ludzie ci żyją tam od pokoleń. Jakoś funkcjonują w państwie ukraińskim. Jego zniszczenie byłoby dla nich bardzo groźne. Polityka Rosji bardzo chętnie podkręca antagonizmy między narodami, które trzyma pod butem. Można sobie wyobrazić sytuację, w której inspirowani przez Kreml ludzie udający nacjonalistów (albo nacjonaliści sterowani) robią krzywdę Ukraińcom w Polsce. W odpowiedzi również inspirowani przez Kreml nacjonaliści ukraińscy występują przeciwko polskim sąsiadom. Historia niestety czasem się powtarza. I to nie w najlepszym wydaniu. Dlatego wojna na wschodzie jest dla nas śmiertelnie groźna.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img