sobota, 20 kwietnia, 2024

Chronić pieszych, karać surowo bandytów. Rozwiązania są proste, ale niewykorzystane

Temat jest oczywisty – wypadków wciąż jest za dużo. Mało tego, w roku pandemii w Warszawie liczba samych zdarzeń była mniejsza. Ale więcej było tych tragicznych, kończących się śmiercią lub kalectwem. Temat budzi też wielkie emocje. Warto schować je na bok i pomyśleć nad rozwiązaniami rzeczywiście poprawiającymi bezpieczeństwo.

Szczególnie po tragicznych wypadkach nie brak głosów w czambuł potępiających kierowców, twierdzących, że kierowca zawsze jest  winien, pieszy nie (no, chyba, że wpadnie pod rower), a w wyniku skrajnych emocji nie brak pomysłów lewicy, podchwytywanych przez lewicowy, strojący się w prawicowe szatki rząd – na przykład zwężanie ulic niemal wszędzie (co ruch uliczny zamieni w horror), czy konfiskat samochodów w razie drogowego przestępstwa (nawet, gdy auto nie należy do sprawcy). Nie wchodząc w ocenę tych pomysłów – można wprowadzić kilka innych rozwiązań, które znacząco poprawiłyby bezpieczeństwo na naszych ulicach.

Po pierwsze – surowe karanie bandytów

Kodeks karny można oczywiście zaostrzać, ale i dziś nie brak możliwości skutecznego karania. Wystarczy zdecydowanie przestrzegać obecnego prawa. I linia orzecznicza jest – sprawa z ulicy Sokratesa, gdzie doszło do tragicznego potrącenia trzyosobowej rodziny. Ojciec uratował dziecko, sam jednak zginął na miejscu. I właśnie – w trakcie procesu zmieniona została kwalifikacja czynu. Już nie wypadek ze skutkiem śmiertelnym, ale zabójstwo z zamiarem ewentualnym. To przykład pozytywnego działania prawa. Są też przykłady negatywne, gdy prawo, bądź organa ścigania, nie zadziałały. W takie sytuacji należy bezwzględnie doprecyzować prawo. A więc – kierowca siadający za kółko bezpośrednio po imprezie, w stanie nietrzeźwości – powinien być karany bezwzględną utratą prawka, więzieniem. Kierowca „wczorajszy”, a więc taki, co dzień wcześniej wypił parę piw i po prostu zrobił błąd – ma śladową ilość alkoholu we krwi – surowym mandatem. Kierowca, który doprowadził przez błąd, nieznaczne przekroczenie prędkości, itd. do wypadku – powinien być sądzony za spowodowanie wypadku. Bandzior, zabijający na drodze, chwalący się przekroczeniami prędkości, łamiący przepisy w pełni świadomie, czy wsiadający do samochodu prosto po wypiciu bądź ćpaniu – powinien mieć dożywotni zakaz prowadzenia pojazdu, a jeśli dojdzie do tragedii, to odpowiadać powinien jak sprawca z Sokratesa – za zabójstwo z zamiarem ewentualnym. Do niedopuszczalnych przewinień obok brawury, czy jazdy po alkoholu bądź narkotykach dopisać można jeszcze jedno – celowe i świadome nie dbanie o stan techniczny pojazdu.

Zabieranie samochodów to złe rozwiązanie

Inną kwestią jest konfiskata pojazdów. To złe rozwiązanie, szczególnie, jeśli ma dotyczyć nie kierowcy, a właściciela. Bo wejście w życie tego typu zmian oznacza, że właściciel firmy transportowej, który – nie z własnej winy – zatrudnił kierowcę przestępcę, a ten przestępca spowoduje wypadek służbowym autem, będzie karany potrójnie – po pierwsze, traci pracownika, który okazał się mówiąc po młodzieżowemu „dzbanem”. Po drugie, traci auto, które było własnością firmy, po trzecie, traci stanowisko pracy. Można natomiast wprowadzić BARDZO SUROWE prawo wobec tych pracodawców, którzy wprost wymuszają stwarzanie zagrożenia na drodze. Czyli na przykład każą kierowcom pracować ponad normy godzinowe (kierowcy tirów dwie doby bez przerwy w aucie, są zagrożeniem dla siebie i innych). Można wprowadzić obowiązkowe sprawdzanie pracowników alkomatami przed wyjazdem do pracy. Ale jeśli kierowca wypije małpkę już po kontroli, trudno pracodawcę za to winić.

Chronić najsłabszych 

I ostatnia rzecz – naprawdę nie jest tak, że zagrożeniem są tylko kierowcy. Wypadki najczęściej spowodowane są przez prędkość, głównie przez kierowców osobówek, ale w mieście mamy też kolizje z udziałem i z winy rowerzystów, z winy pieszych, z winy kierowców komunikacji miejskiej. Przechodzenie na czerwonym świetle, nie po pasach, także powinno być karane. Ale też – o co w Warszawie trzeba zadbać (są prace, ale mało wystarczające) to poprawa bezpieczeństwa przejść dla pieszych. WSZĘDZIE gdzie się da powinna być sygnalizacja, monitoring, a poza głównymi arteriami także progi zwalniające. I przejechanie na czerwonym świetle powinno być karane szczególnie surowo. Chronić trzeba przede wszystkim najsłabszych użytkowników ruchu – w kolejności: pieszych, potem kierujących hulajnogami i rowerami, potem motocyklistów, kierowców i pasażerów osobówek. Kierowcom ogromnych aut ciężarowych i pojazdów komunikacji miejskiej wolno po prostu mniej.

C.D.N.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img