sobota, 20 kwietnia, 2024

Poderżnęła gardło koleżance. Potem spaliła mieszkanie z ciałem ofiary i jej dwójką dzieci. Historia zbrodni, która wstrząsnęła Pragą

Minęły lata, a tragedia, która rozegrała się przy ulicy Stalowej, nadal przeraża. Zamordowana została Paulina L., zginęły także jej malutkie dzieci. Cała trójka padła ofiarą zbrodni popełnionej przez Magdalenę M., która jest pierwszą kobietą skazaną przez praski sąd na karę dożywotniego pozbawienia wolności.

(Materiał z cyklu „Archiwum Telegrafu”, prezentujący najważniejsze teksty w naszej gazecie)

To była noc z 1 na 2 listopada 2015 roku. Lokatorzy kamienicy przy ulicy Stalowej zorientowali się, że z mieszkania na parterze wydobywają się kłęby dymu. Oczywiście, wezwali straż pożarną, ale zanim pomoc dotarła, świadkowie dramatu próbowali na własną rękę ratować sąsiadów. Bo wiedzieli, że w środku na pewno przebywa 26-letnia Paulina L. wraz z dwójką dzieci. 8-letnią Oliwią i rocznym Norbertem. Niestety, niewiele mogli już zrobić.

Dziewczynka leżała  przy  oknie, za nią jej maleńki braciszek

Jeden z ratowników, który wszedł do mieszkania, powiedział coś co do dziś mrozi krew w żyłach: „dziewczynka leżała koło okna, a tuż za nią chłopiec”. Oboje nie żyli! Strażacy szybko ugasili ogień, ale gdy sprawdzali pogorzelisko, znaleźli trzecią ofiarę – matkę dzieci. Służby od razu rozpoczęły zabezpieczanie śladów tragedii, aby ustalić jej przyczynę. Niemal natychmiast stało się jasne, że to nie był nieszczęśliwy wypadek, a celowe podpalenie. Sekcja zwłok maluchów wykazała, że przyczyną śmierci Oliwii i Norberta było zatrucie dwutlenkiem węgla. Czyli zginęli wskutek pożaru. Jednak oględziny ciała ich mamy dały wstrząsające informacje – odkryto liczne rany zadane ostrym narzędziem. Kobietę ktoś zamordował. Kto zabił Paulinę L.? Policjanci zatrzymali kilka osób. Większość zwolniono, bo nie mieli nic wspólnego z dramatycznymi wydarzeniami. Za kratkami pozostała tylko jedna.

Najpierw sprzedawały „pańską skórkę”. Potem doszło do tragedii

Magdalena M., mieszkanka Pragi, kilka lat starsza od Pauliny, jej bliska znajoma, niektórzy używali nawet określenia „przyjaciółka”. Miała poważny problem z narkotykami. Podczas przesłuchań potwierdziła, że tamtego wieczora była w mieszkaniu Pauliny. Niemal od razu przyznała się do zabójstwa i opowiedziała, jak doszło do tragedii. Kobiety znały się od dawna, pomagały sobie, wspólnie próbowały nieco zarobić. Tamtego dnia przed cmentarzem handlowały cukierkami własnej roboty, tzw. „pańską skórką”. Dlatego początkowo media spekulowały, że doszło pomiędzy nimi do sprzeczki o pieniądze. Konflikt rzeczywiście istniał, ale z innego powodu. Magdalena M. obwiniała Paulinę L.  o to, że rozpadł się jej związek w pewnym mężczyzną. Wieczorem napisała smsa, że chciałaby porozmawiać. Koleżanka, która miała pod opieką dzieci, zaprosiła ją do siebie. Podczas spotkania wybuchła karczemna kłótnia, Paulina wyprosiła gościa. „Wtedy to się stało” – powiedziała prokuratorowi Magdalena M. (te słowa później wielokrotnie cytowały media).

Podpaliła, choć wiedziała, że dzieci są w  środku

Magdalena M. złapała za nóż, zadała wiele ciosów, poderżnęła ofierze gardło. Zabiła. Najpierw uciekła z miejsca zbrodni, ale wkrótce wróciła. Bynajmniej  nie dlatego, że dręczyły ją jakieś wyrzuty. Ale po to, aby okraść martwą kobietę. Zabrała gotówkę, telefony komórkowe, nawet zdjęła pierścionki z palców zabitej koleżanki. Na koniec postanowiła zatrzeć ślady. Chociaż doskonale wiedziała, że w pokoju obok śpią Oliwia i malutki Norbert, to zaprószyła ogień, a wychodząc przekręciła klucz w zamku. W ten sposób pozbawiła dzieci jakiejkolwiek szansy na ucieczkę. Podczas śledztwa ustalono również co zrobiła tuż po zabójstwie. Kobieta błyskawicznie sprzedała zrabowane przedmioty, a gotówkę przegrała na maszynach, tzw. „jednorękich bandytach”. Później siedziała na murku i popijając piwo obserwowała z oddali akcję ratowniczą przy ul. Stalowej.

Pierwsze dożywocie w praskim sądzie

Magdalena M. przyznała się do zabójstwa Pauliny L., kategorycznie jednak zaprzeczała, aby chciała zrobić krzywdę dzieciom. Prokuratura była innego zdania. Uznała, że skoro  podłożyła ogień w mieszkaniu, w którym spała Oliwia z Norbertem i zamknęła drzwi, to godziła się z ich śmiercią. Dlatego prokuratura oskarżyła ją o potrójny mord. Proces toczył się przed Sądem Okręgowym Warszawa Praga. Podczas rozpraw nie brakowało emocji, ale w punktu widzenia stron wydarzyło się niewiele nowego. Proces w pełni potwierdził materiał dowodowy zgromadzony w śledztwie. Wyrok zapadł w czerwcu 2017 r. Są uznał Magdalenę M. za winną wszystkich zbrodni i skazał ją na dożywocie. W uzasadnieniu sędzia Piotr Gocławski podkreślił, że kobieta działała z niskich pobudek. Nie uwierzył także w szczerość skruchy. Wprawdzie obrona zaskarżyła orzeczenie, ale kilka miesięcy później Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał je w mocy.

Łucja Czechowska

fot. Freeimages.com

(Materiał przypominamy w ramach cyklu najważniejszych artykułów, które ukazały się w naszej gazecie)

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img