czwartek, 25 kwietnia, 2024

Przemysław Harczuk: Artyści są okradani. Ale czemu chcą okraść nas?!

Przemysław Harczuk

Może niektórzy się zdziwią, lub oburzą, ale rozumiem rozgoryczenie twórców, których wścieka, że ich utwory (czasami, podkreślę) są za darmo wyświetlane w różnych platformach internetowych, a oni nie dostają z tego nic. Jednocześnie sposób, w jaki z tym procederem chcą walczyć jest głupi, niemoralny i złodziejski. Bo to, że artyści są okradani przez platformy streamingowe nie jest winą ludzi, którzy z platform tych korzystają (czasem za korzystanie z nich płacą). A już na pewno nie jest to winą ludzi, którzy mają telefony bądź tablety, a na nich nie słuchają żadnej muzyki, nie oglądają filmów, czy seriali. Jestem przykładem takiej osoby. Ok., na laptopie zdarza mi się coś oglądać. Ale telefon? Internet służy mi w nim tylko do tego, by przesłać jakiś plik. W sprawach zawodowych. Smarfon to moje narzędzie pracy. I na pewno ostatnią rzeczą, którą bym na nim robił to słuchanie muzyki, że o oglądaniu filmów nie wspomnę. Więc choćby dlatego obarczanie mnie opłatą reprograficzną i zwiększenie ceny laptopa, telefonu, czy tabletu, jest zwykłą kradzieżą, ale w drugą stronę. Druga sprawa – jeśli nawet  jest ktoś, kto słucha muzyki sporo. To przecież korzysta z jakichś stron, na których ta muzyka jest  udostępniana. I tu dojść możemy do jednego, tylko jednego sensownego argumentu artystów. Tak, zdarza się, że są oni okradani. Platformy internetowe potrafią nie płacić za wielokrotne odtwarzanie rozmaitych utworów. No, ale skoro tak, to zażalenie artyści powinni składać do nich. A jak nie są w stanie wygrać, do rządu. I pewnie nawet zażalenie to zostało złożone. Rzecz w tym, że politycy w Polsce nie mają jaj, żeby cyfrowym  gigantom się postawić, wprowadzenie podatku od wielkich podmiotów, które nie płacą w ogóle,  stworzenie z tego osobnego funduszu dla artystów, rozwiązywałoby problem. Ale to nie do przejścia, bo obłożenie gigantów podatkiem budzi strach u rządzących. Artyści o tym wiedzą, więc chcą opłaty reprograficznej, którą obłożony będzie każdy, kto kupi tablet, smartfon, komputer. Nawet, gdy tak, jak w moim wypadku, takowy smartfon służy do robienia wywiadów i zdjęć, nagrań moich (!) a nie cudzych. To rzecz jasna chore. Bo o ile mogę zrozumieć, że ktoś narzeka na to, jak dzielona jest kasa za filmiki wyświetlane w Youtube, czy sposób rozdzielania kasy za reklamy w Google (to osobny temat), to jednak nie może żądać pieniędzy od kogoś, kto z dóbr kultury nie korzysta. Jest jeszcze jedno rozwiązanie. Możemy uznać, że ustawa reprograficzna jest obowiązkiem i musimy się na nią zrzucać wszyscy, a w zamian KAŻDY ma BEZPŁATNY dożywotni wstęp do opery, teatru, kina. Może sobie wziąć książkę z półki sklepowej i nie zapłacić i wystarczy, że przy kasie pokaże smartfona. Wszak jako mecenasowi kultury prawo takowe winno mu przysługiwać.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img