wtorek, 23 kwietnia, 2024

„Konserwatywna feministka” o nowej modzie: „Jestem „panią redaktor”, niebawem będę „panią doktor”, „Redaktorka”, „doktorka” zwyczajnie mnie obraża (KOMENTARZ)

Prokuratorka, wiceprezydentka, redaktorka – gdy to słyszę, to naprawdę aż coś się we mnie przewraca. Bo formy żeńskie na określenie naszych zawodów w języku są, znacznie ładniejsze i godniejsze niż feminativy. Lepiej brzmi PANI REDAKTOR ANNA KOTLARSKA, niż REDAKTORKA KOTLARSKA. Słowo „PANI” przed redaktor wystarczająco podkreśla płeć.

(Zaktualizowana przez samą autorkę wersja artykułu sprzed ponad dwóch lat)

Dwa lata temu pisałam na łamach Telegrafu, o szalejącej w stolicy modzie na feminativy, czyli żeńskie końcówki. Ponieważ moda ta się nasila, postanowiłam tekst przypomnieć, lekko go do sytuacji A. D. 2023 aktualizując.

Przede wszystkim uważam się za konserwatywną, ale jednak feministkę. To znaczy – nie znoszę, gdy ktoś zamiast widzieć moje umiejętności, wykształcenie, kwalifikacje, dokonania, przede wszystkim widzi płeć. Coś się we mnie skręca na widok bandy mizoginów, którzy opanowali polskie media, politykę, świat celebrytów. Oburza mnie jak każdą normalną osobę przemoc, która częściej jednak dotyka kobiet, niż mężczyzn. Wścieka, że na tych samych stanowiskach kobieta zarabia mniej. Tu jestem feministką pełną gębą. Ale też nie rozumiem niektórych wojen toczonych przez feministki. Na przykład w sprawie żeńskich końcówek!

Feminativy mnie obrażają

W roku 2020 warszawski ratusz wprowadził feminativy w nazwach różnych stanowisk zajmowanych przez kobiety. Będą „wiceprezydentki”, „naczelniczki”, „dyrektorki”, „inspektorki”. Teraz, w roku 2023 organizowane są w stolicy rozmaite panele na temat „nierówności językowej”. Próbuje się przekonać, że feminativy są kwestią zasadniczą. Część środowisk feministycznych, żąda żeńskich końcówek gdzie się da. Jako feministka przyznam, że bardzo mi się takie zmiany nie podobają. I powiem szczerze – zupełnie nie rozumiem tych pań, czy „dziewuch” (obrzydliwe określenie, nie rozumiem, jak mogą się tak same określać), które chcą na siłę zmieniać język, tradycję, nazwy zawodów. Wprowadzać feminativy, czyli żeńskie końcówki. Mnie osobiście to obraża. Tak, obraża. Bo redaktorka, nie mówiąc już o naczelniczce czy prezydentce, brzmi mało poważnie. Chcemy podkreślać swoją płeć? Ależ proszę bardzo. Istnieją takie słowa jak „pan” – w rodzaju męskim i „pani” w rodzaju żeńskim. I jest tu pan prezydent  i „pani wiceprezydent” miasta, „pani profesor”, „pani prezes”, „pani inspektor”.

Można pojechać staromodnie, jeszcze bardziej doniośle „Jej Ekscelencja – prezydent stolicy” itd. Wygląda poważniej niż „prezydentka”, „premierka”, „ministra”, czy „redaktorka”. I powiem szczerze – sto razy bardziej wolę, żeby ktoś mówił do mnie „pani redaktor” niż „Te, redaktorka”. A gdyby per „redaktorka” powiedział do mnie jakiś chłop, jak nic dostałby w twarz. Jak za seksistowskie uwagi mizogina. Naprawdę szanujmy się trochę. Owszem, są sytuacje, gdzie są żeńskie odpowiedniki – na przykład „caryca”, „marszałkini”, „posłanka”. Ale brzmią (choć marszałkini jest używane rzadko) lepiej niż „posełka” (kojarzy mi się z osełką masła), redaktorka, psycholożka, itd. Naprawdę dużo lepsze są formy „pani prezydent”, „pani wicepremier”. Trzymajmy się tego.

Anna Kotlarska

 

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img