czwartek, 18 kwietnia, 2024

Historyczna histeria, czy prawidłowość?

fot. Freeimages.com

Jestem wrogiem obwiniania dzieci o grzechy rodziców. I często oburza mnie, gdy ktoś czepia się kogoś dlatego, że ma tatę komunistę. Bo ten, kto robił coś złego, nie musiał wcale dziecku swojego zła przekazać. Co więcej – bardzo często bywa, że dzieci buntują się przeciwko swoim rodzicom i maja od nich całkowicie odrębne poglądy. Przykładem różnych poglądów jest choćby śp. Jacek Maziarski i Wojciech Maziarski. Oni akurat obaj związani byli z opozycją demokratyczną. Ale po 1989 roku Jacek Maziarski był związany z mediami prawicowymi, konserwatywnymi, zaś jego syn był po stronie mocno liberalnej. Podziały są między rodzeństwami. Przykład braci Kurskich jest bardzo znany – jeden jest prezesem TVP, drugi wicenaczelnym „Gazety Wyborczej”. Inny przykład to Piotr i Paweł Lisiewiczowie – pierwszy to wicenaczelny „Gazety Polskiej”, drugi był… dyrektorem gabinetu prezydenta Bronisława Komorowskiego. Prezydenta, którego jego brat Piotr ostro krytykował. Przykłady można mnożyć, a przytaczam je dlatego, by pokazać, że nie należy oceniać ludzi po pochodzeniu. Problem pojawia się jednak w dwóch przypadkach. Pierwszym, gdy w jakiejś firmie bądź instytucji zdecydowaną większość stanowią dzieci reżimowych aparatczyków, bądź wysokich funkcjonariuszy reżimu. Drugi, gdy są gdzieś zatrudniani sami funkcjonariusze. I powiem szczerze, że w związku z tym mam pewne – delikatnie mówiąc ambiwalentne – odczucia patrząc na dobór kard w mieście stołecznym. Nowa wiceprezydent Aldona Machnowska-Góra to córka komendanta  posterunku Milicji, na którym zakatowano Grzegorza Przemyka. Ale ok. Dzieci nie odpowiadają za czyny rodziców. Ale w ratuszu zatrudniona też przez lata była pani Ewa Gawor, która za komuny pracowała w MSW. Jak tłumaczyła, „tylko w departamencie PESEL”. Pomijając ocenę samego departamentu, przyjmując nawet tłumaczenia o tym, że to przecież nic takiego, poważne wątpliwości budzili już inni współpracownicy Ewy Gawor, jak choćby jeden ze specjalistów, który służył w ZOMO w stanie wojennym, a potem w niesławnym Wydziale IV Służby Bezpieczeństwa. Do tego dochodzą dotacje, które z miasta Warszawa trafiły dla fundacji Jolanty Lange (wcześniej Gontarczyk). To agentka SB, która brała udział w inwigilacji ks. Franciszka Blachnickiego. Sługa Boży Franciszek Blachnicki był wiele lat inwigilowany, a okoliczności jego śmierci do dziś budzą poważne wątpliwości. Żeby było jasne – wszystko to nie musi dyskredytować miejskich urzędników. Nowa wiceprezydent nie może odpowiadać za działania ojca. Ewa Gawor i jej biuro było tworzone za czasów poprzednich prezydentów, w ratuszu już nie pracuje. Wspierając fundację Jolanty Lange władze stolicy nie musiały wiedzieć, komu dają dotacje. Mam też świadomość i chcę, by to wybrzmiało – że wsparcie ludzi poprzedniego reżimu jest pozbawione barw politycznych. Dziwaczne nominacje miały miejsce za różnych rządów. Chodzi jednak o to, że nagromadzenie tych sytuacji w stolicy pokazuje, jak wielki wpływ na nasze życie wciąż mają ludzie poprzedniego reżimu. Trzeba mieć tego świadomość.

Łucja Czechowska

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img