wtorek, 23 kwietnia, 2024

Unia ma wady, ale jest bezalternatywna. Polski nie stać na wyjście z UE (KOMENTARZ))

Unia Europejska, z jej biurokracją, mocnym skrętem lewicowym, fatalną klasą polityczną, przesadnymi regulacjami może się nie podobać. Stąd polityka wewnątrz samej Wspólnoty powinna być asertywna. Jednak rozwalanie Unii tak po prostu, postulaty wychodzenia z niej, są delikatnie mówiąc mało rozsądne. Dziś wyjście z UE byłoby katastrofą. Skończyłoby się utratą niepodległości bądź wojną. Czy tego chcemy?

fot. Freeimages.com

Sam wielokrotnie krytykowałem Unię Europejską. Problemy UE jako organizacji międzynarodowej, skupiającej państwa europejskie można wymieniać w nieskończoność. Pierwszym jest oczywiście przerost unijnej biurokracji, bezsensowne zbyt szczegółowe przepisy, nierzadko także szkodliwe, jak dyrektywa transportowa, która uderzyła w polskie przedsiębiorstwa. To fakty. Innym problemem jest – dla mnie jako konserwatysty – terror politycznej poprawności i jednoznaczny skręt w lewo w większości państw Wspólnoty. Ale, i tu warto sobie zdać pytanie – czy wychodząc z Unii, grając na konflikt i ewentualny polexit moglibyśmy cokolwiek zyskać? Otóż nie. Po pierwsze – w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii nie mamy broni nuklearnej, nie jesteśmy wyspą, nie mamy też londyńskiego City. W przeciwieństwie do Norwegii nie leżymy na peryferiach, nie mamy złóż ropy naftowej. Leżymy pomiędzy silnymi Niemcami i niekoniecznie nam przyjazną Rosją. Lepiej być w klubie wielu państw, niż działać samotnie. Oczywiście pada tu argument, że w Unii Europejskiej grają pod siebie najsilniejsze państwa we Wspólnocie, takie jak Niemcy, czy Francja. I forsowane przez nie decyzje nie zawsze są korzystne dla Polski. W takim razie jednak mądry rząd może prowadzić wewnątrz Unii Europejskiej grę, lobbing, starać się przeforsować korzystne dla siebie rozwiązania. Niestety, w Polsce jak we wszystkim wpadamy ze skrajności w skrajność i albo całkowicie podporządkowujemy się wszystkim (tak było podczas rządów PO, czy lewicy) albo machamy szabelką i udajemy mocarstwo, które rzekomo wstało z kolan (tak jest za obecnych rządów). Niestety, efekty „mocarstwowej” polityki to często porażki, jak słynne głosowanie 27:1, gdzie nie wsparł Polski nawet Wiktor Orban. Zamiast polityki wiecznego poklepywania po plecach albo machania szabelką i udawania mocarstwa, przydałaby się realna dyplomacja. Niestety, nasza polityka to wciąż poziom piaskownicy. Niestety, także na szczeblu międzynarodowym. Co do roli mocarstw wewnętrznych – Niemcy i Francja są dziś w Unii kluczowe, ale cała Współnota to jednak kilkadziesiąt krajów. W razie Polexitu nasze relacje będą musiały być bilateralne. Co to oznacza? Ano to, że Niemcy i tak ugrają niekorzystne decyzje dla Polski, ale też nie będą musiały liczyć się z nikim. Przynależność do organizacji międzynarodowej sprawia, że możemy wpływać na jej kształt, w razie opuszczenia jej jesteśmy podani na tacy innym mocarstwom, w tym szczególnie jednemu, na Wschodzie. I wreszcie jedna rzecz – obecny lewicowy kształt Unii. To owszem prawda. Ale warto przypomnieć, że i w Polsce wahadło wychyla się teraz w lewo. Więc poza Unią może nami rządzić równie dobrze lewica jeszcze bardziej skrajna, niż ta europejska. A Unia dziś jest lewicowa, ale nie zawsze taka była. Wystarczy wspomnieć, że sama idea była oparta na chrześcijańskim uniwersalizmie, a jeden z ojców założycieli UE – Robert Schuman jest kandydatem na ołtarze. Konserwatyści powinni raczej zastanawiać się nad tym, jak zmienić Unię, by była mniej zbiurokratyzowana, mniej lewicowa, bardziej pro przedsiębiorcza. Patrioci powinni starać się o to, by interesy ich kraju były we Wspólnocie przestrzegane. Jednak opuszczanie Unii byłoby dziś sprzeczne z polską racją stanu. Po prostu by nam zaszkodziło.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img