czwartek, 28 marca, 2024

Fatalny Boniek, galaktyczny Górski, a jak na ich tle wypadają Nawałka i Brzęczek? 20 trenerów na 50-lecie

Galaktyczny Górski, fatalny Boniek. Najlepsi i najgorsi selekcjonerzy ostatniego półwiecza. W grudniu minie pięćdziesiąt lat  od jednego z kluczowych wydarzeń w historii polskiej piłki nożnej – selekcjonerem reprezentacji Polski został Kazimierz Górski. Ostatnie półwiecze to medale MŚ, Igrzysk Olimpijskich, udział w turniejach, sukcesy i porażki. A już za kilka miesięcy czekają nas przesunięte z uwagi na  koronawirusa Mistrzostwa Europy. W związku z tym w Nowym Telegrafie Warszawskim postanowiliśmy zamieścić nasz własny, subiektywny ranking trenerów kadry, którzy prowadzili reprezentację w ostatnim półwieczu. Pod uwagę bierzemy zarówno wymierne sukcesy, jak gra w turniejach, eliminacjach i wyniki w nich uzyskiwane, jak i całkowicie subiektywne – ocena stylu gry.

fot. ODH

Celowo nie bierzemy pod uwagę trenerów „z przypadku”, a więc szkoleniowców prowadzących na przykład kadrę młodzieżową bądź rezerwową, przypadkowo przemianowaną ma pierwszą reprezentację, a więc nie bierzemy pod uwagę epizodów np. śp. Waldemara Obrembskiego, czy pierwszego podejścia Lesława Ćmikiewicza, gdy za kadrę uznano reprezentację Ligi Polskiej. Za jak najbardziej pełny uznajemy za to epizod Krzysztofa Pawlaka (prowadził reprezentację w jednym meczu o punkty) oraz trzy spotkania Ćmikiewicza z roku 1993. Oceniamy dwudziestu selekcjonerów, z lat 1970 – 2020. Kryteria są następujące – wynik na wielkiej imprezie, awans na wielką imprezę, progres/regres drużyny. Gdy oceny są zbliżone – liczy się też realna siła potencjału ludzkiego, jakim dany szkoleniowiec dysponował. A więc po kolei.

Kategoria pierwsza. Selekcjonerzy absolutnego topu – z nich i po latach możemy być dumni

 

Numer jeden – KAZIMIERZ GÓRSKI – selekcjoner  w latach 1970 – 1976. Galaktyczny. I nie ma w tym cienia przesady – był KAZIMIERZEM WIELKIM naszego piłkarstwa. Z niczego zbudował potęgę. I jeszcze dekadę po jego odejściu polska reprezentacja się liczyła. Przypomnijmy – lata 1971 – 72 – nie awansował na Mistrzostwa Europy, ale Biało-Czerwoni pojechali na Igrzyska Olimpijskie, gdzie zdobyli złoty medal. Po igrzyskach trener mocno odmłodził skład, a Polacy PO RAZ PIERWSZY od 36 lat  (pierwszy raz po wojnie) awansowali na Mistrzostwa Świata, na których wywalczyli 3 miejsce. tym cenniejsze, że przed turniejem stracili dwóch niezwykle cennych ofensywnych piłkarzy – kontuzja wyeliminowała Włodzimierza Lubańskiego, który dla ówczesnej kadry znaczył tyle, co dla obecnej Robert Lewandowski. Względy polityczne uniemożliwiły grę na turnieju Janowi Banasiowi. Mimo to udało się wywalczyć medal. Potem nie udało się awansować do mistrzostw Europy (ale w potężnej grupie z Włochami i Holandią,  kadra pokonała u siebie Holendrów 4:1 po chyba najlepszym meczu w historii polskiej piłki) a na kolejnych igrzyskach olimpijskich 1976 roku podopieczni Górskiego zdobyli srebrny medal.

 

Numer dwa – Antoni Piechniczek – zdobywca ze słabszym niż Górski materiałem awansu na MŚ w Hiszpanii w 1982 roku, a na turnieju trzeciego miejsca. Potem wprowadził drużynę do MŚ drugi raz z rzędu, w Meksyku Polacy wyszli z grupy, odpadli po 1/8 finału. Następcom Piechniczka (i jemu samemu przy kolejnym podejściu do kadry) przez 16 lat nie udało się na mundial zakwalifikować. W latach 1996 – 97 miało miejsce drugie podejście Piechniczka do pracy z kadrą. Znacznie mniej udane, jednak na usprawiedliwienie szkoleniowca przemawia fakt, że w grupie eliminacyjnej Polacy mierzyli się z prawdziwymi potęgami – Włochami i Anglią.

 

Numer trzy – Adam Nawałka. Awansował w pięknym stylu na Mistrzostwa Europy we Francji 2016, po drodze pierwszy raz w historii pokonał Niemcy, wówczas mistrzów świata. W finałach dotarł do najlepszej ósemki. Potem Polacy wywalczyli też w pięknym stylu awans do Mistrzostw Świata. W samej Rosji doszło do klęski. Jednak Nawałka jest jedynym polskim trenerem, który prowadził kadrę i w MŚ i w ME. Był pierwszym selekcjonerem, który po kilkudziesięciu latach osiągnął sukces na turnieju.

 

Numer cztery – Jacek Gmoch. Jego ekipa zajęła miejsce w ósemce na MŚ w Argentynie, wcześniej w bardzo dobrym stylu awansowała na turniej. W zasadzie tu zastanawialiśmy się nad miejscem trzecim. Porównując z Nawałką – wynik na turnieju – zbliżony, czyli ścisła czołówka, ale bez medalu. Więc na remis. Ranga turnieju – Mistrzostwa Świata – wyższa u Gmocha, tu punkt dla niego. Jednocześnie Nawałka wprowadził też kadrę na mundial (gdzie nie odniósł sukcesu, ale jednak), Gmoch kadrę prowadził w jednym turnieju. Punkt dla Nawałki. Kolejne kryterium – Nawałka zanotował progres – bo jego wyjście z grupy na wielkiej imprezie miało miejsce trzydzieści lat po wyniku Piechniczka. Gmoch swój wynik osiągnął cztery lata po medalu Górskiego. Więc regres. I punkcik dla Nawałki. Wreszcie – Nawałka miał zespół mocny. Jednak krótką ławkę. Gmoch zaś dysponował dream teamem. Wciąż byli w kadrze piłkarze Górskiego, wrócił do ekipy Lubański, do tego doszli młodzi zawodnicy, jak wspomniany… Adam Nawałka, czy Zbigniew Boniek. To kolejny powód, dla którego Gmoch zajmuje miejsce tuż za podium. Nieznacznie, ale jednak.

Kategoria druga – bez szału, ale z sukcesami

Miejsce piąte (nieznacznie przed szóstym)  – Leo Beenhakker. Holenderski szkoleniowiec przejął kadrę po klęsce ekipy Pawła Janasa ma MŚ 2006 roku w Niemczech. Biało-Czerwoni pod wodzą Leo sensacyjnie ograli Portugalię, wyszli z grupy z Portugalczykami, Belgami, Serbami,  Finami, Azerami, Kazachami i pierwszy  raz w historii awansowali na Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Na samym turnieju była klęska, potem holenderski trener przegrał też eliminacje do Mistrzostw Świata w RPA. Ale ogólnie – zbudował ze słabych zawodników ciekawy, widowiskowo grający zespół. Ograł drużynę z absolutnego topu, jakim była i jest Portugalia.

Miejsce szóste (nieznacznie za piątym) – Jerzy Engel. Ekipa Engela wywalczyła pierwszy po 16 latach  awans na mistrzostwa świata, na których jednak odnotowała porażkę. Awans był jednak bezsprzecznym sukcesem. Wskazanie kolejności – Beenhakker, czy Engel – było jeszcze trudniejsze niż w przypadku Nawałki i Gmocha. Obaj szkoleniowcy awansowali na wielkie turnieje, jeden po wielu latach, drugi pierwszy raz w historii. To na remis. Na turniejach były porażki, choć Engel jeden mecz wygrał, w fajnym stylu z mocnym USA, późniejszym ćwierćfinalistą, plus dla niego. Jednak w drodze na turniej to Beenhakker pokonał ekipę z absolutnego topu, co wcześniej w meczach o punkty się przez lata nie zdarzało (potem przełamał niemoc też Nawałka). Holender dysponował też chyba nieznacznie słabszym potencjałem ludzkim i umiał słabych piłkarzy uczynić przydatnymi dla zespołu. Wreszcie – zbudował grupę asystentów, którzy mieli zastąpić go w przyszłości w pracy z kadrą. Jednym z nich był Adam Nawałka.

Miejsce siódme – Paweł Janas. Kadrę przejął po fatalnej kadencji Zbigniewa Bońka. Eliminacji Mistrzostw Europy po bońkowym blamażu z Łotwą nie dało się uratować, choć do awansu brakło niewiele. Za to w kolejnych eliminacjach był już awans do mistrzostw świata. Tam porażka. Janas, solidny trener klubowy uzyskał z zespołem maks, wycisnął go jak cytrynę. Drużyna ogrywała średniaków i słabeuszy, z potęgami (jak Anglia, czy Niemcy) była bez szans. W meczach o punkty, bo towarzysko udało się na przykład wygrać po fajnym meczu z Włochami.

Miejsce ósme i dziewiąte – Jerzy Brzęczek i Ryszard Kulesza. Tu spory dylemat. Brzęczek może jeszcze sporo osiągnąć – zmienić taktykę gry, pokazać jakąkolwiek wizję gry kadry, osiągnąć sukces w Lidze Narodów czy mistrzostwach Europy. Może też totalnie się skompromitować i w rankingu bardzo spaść. I, szczerze mówiąc niestety, obawiamy się, że ten scenariusz jest bardziej prawdopodobny. Na razie jednak Brzęczek uzyskał awans na mistrzostwa Europy. Ale ze śmiesznie słabej grupy, mając najlepszy skład od lat. Awansował bez stylu, bez wizji, prezentując antyfutbol. Wygląda to trochę tak, jakby wyniki były osiągane wyłącznie dzięki przebłyskom indywidualnych zdolności piłkarzy. Dla odmiany reprezentacja Kuleszy grała futbol na tak, niektórzy twierdzą, że najbardziej widowiskowy w historii. Awansu Kulesza nie uzyskał, bo stanowisko stracił po tzw. aferze na Okęciu. Dajemy tu obu trenerom to samo miejsce, choć Brzęczek może jeszcze i awansować i mocno spaść.

Miejsce dziesiąte – Janusz Wójcik. Miejsce w gronie trenerów „na plus” tylko pozornie jest na wyrost. „Wójt” nie był wybitnym strategiem, bardziej świetnym motywatorem, ale… jako trener młodzieżówki (młodzieżówki, ale zawsze!) zdobył w 1992 roku olimpijskie srebro. I ten sukces z początku lat 90. sprawił, że Wójcik był uważany za największą nadzieję polskich kibiców przez całą dekadę. I pod jej koniec otrzymał upragnioną posadę. W kadrze filarami byli olimpijczycy z Barcelony. A drużyna owszem – nie awansowała na Mistrzostwa Europy. Ale grała w potężnej grupie – z Anglią, Szwecją, Bułgarią, na dokładkę słabszym Luksemburgiem. Jednak Anglia i Szwecja to wtedy były światowe potęgi, zaś Bułgaria także należała do czołówki, miała w składzie gwiazdy światowego formatu, z Christo Stoiczkowem na czele. Polakom udało się dwukrotnie Bułgarów pokonać, zdobyć komplet punktów na Luksemburczykach i zremisować z Anglią. Do gry  w barażu zabrakło punktu. A ekipa Wójcika mocno poprawiła miejsce w rankingu, w kolejnych eliminacjach Jerzy Engel miał już grupę znacznie łatwiejszą i uzyskał awans.

Miejsce jedenaste – Krzysztof Pawlak. Najdziwniejsza kadencja. Gdyby oceniać jedynie statystykę punktowo-bramkową, byłby na miejscu… pierwszym. Pawlak prowadził bowiem drużynę w zaledwie jednym meczu – w przegranych eliminacjach  MŚ 1998 roku. Objął drużynę po Antonim Piechniczku na jedno spotkanie, z Gruzją. Polacy wygrali 4:1. Potem selekcjonerem został Wójcik.

Kategoria trzecia – trenerzy regresu – selekcjonerzy, którzy nie osiągnęli nic, ale albo mogli to zrobić, albo nie dano im wystarczającej szansy,  albo notowali chwilowe przebłyski, ale nie byli w stanie wyrwać polskiej kadry z totalnego marazmu.

Miejsce dwunaste – Waldemar Fornalik. Kiedyś solidny ligowy piłkarz, przed objęciem kadry i po zakończeniu przygody z reprezentacją solidny ligowy trener. Osiągał sukcesy ze słabym Ruchem Chorzów, ostatnio także z Piastem Gliwice. W kadrze miał parę dobrych pomysłów, choćby ustalenie wspólnego systemu kadry młodzieżowej, kadr juniorskich i pierwszej reprezentacji, gdzie kadra młodzieżowa byłaby zapleczem pierwszej itd. Początek był niezły, remis z Anglią dawał pewne nadzieje. Jednak selekcjoner wiosną 2013 roku całkowicie „odleciał” przebudowując środek pola na mecz z Ukrainą, co skończyło się klęską 1:3. Później był jeszcze fatalny remis z Mołdawią w Kiszyniowie, ostatecznie porażka w eliminacjach do MŚ w Brazylii.

Miejsce trzynaste – Henryk Apostel – trener po sukcesach w Lechu Poznań. Prowadził kadrę w eliminacjach Mistrzostw Europy 1996. Fatalny był początek eliminacji – porażka w Tel Awiwie, która „ustawiła” kwalifikacje. Potem była przebudowa składu, całkiem fajna gra – rewanż z Izraelem, zmiażdżenie Słowacji 5:0, dwa remisy z Francją w tym pamiętne 1:1 w Paryżu. Jednak ostatecznie awansować się nie udało. A  na minus selekcjonera świadczy też to, że choć skład był interesujący, a potencjał ofensywny spory, następcy budować musieli kadrę już od zera.

Miejsce czternaste – Władysław Stachurski. Kadencja trudna do oceny, bo przerwana. Gdyby oceniać same wyniki, byłby niżej. Ale… Stachurski, trener, który osiągnął ostatni naprawdę wielki sukces z polskim klubem w pucharach (półfinał PZP z Legią) poprowadził Polskę w czterech meczach towarzyskich, dwa przegrał, dwa zremisował i… został przez Mariana Dziurowicza zwolniony. Zastąpił go Antoni Piechniczek. Stachurskiemu nie dano szansy, a wielu piłkarzy, którzy debiutowali u niego, zadomowiło się w kadrze także za następców…

Miejsce piętnaste – Andrzej Strejlau. Były asystent trenera Górskiego. Doskonały znawca i teoretyk futbolu. Jako selekcjoner nie miał jednak sukcesów. Przejął kadrę gdy ta zaczęła już pikowanie w dół. W przegranych eliminacjach MŚ 1990. Potem były eliminacje Mistrzostw Europy, gdzie Biało-Czerwoni walczyli jak równy z równym z Anglią, Irlandią i Turcją, do awansu brakło niewiele. I eliminacje MŚ 1994, gdzie owszem były wartościowe remisy z Anglią i Holandią, ale też kompromitujące 1:0 po ręce Furtoka z San Marino. Do tego klęska na Wembley 0:3. Częste rotacje w składzie. Utrzymanie słabego poziomu. Dla pokolenia obecnych 35, 40 i 45 latków kadencja Strejlaua kojarzy się z czasem wiekiej piłkarskiej smuty. Osobną sprawą jest to, że specyficzna rzeczywistość polityczna, problemy organizacyjne kadry, dramat w PZPN bez wątpienia reprezentacji nie pomagały.

Miejsce szesnaste – Stefan Majewski. Dwa mecze, dwie porażki. Przejął zespół po klęsce Beenhakkera w eliminacjach do mundialu 2010. Przegrał, ale usprawiedliwieniem jest to, że szans na awans nie miał. A na sprawdzenie się na dłużej szansy mu nie dano. Choć Majewski to niegdyś solidny piłkarz, meddalista MŚ, trener z bogatym warsztatem i doświadczeniem.

 

Kategoria czwarta – równanie w dół

Miejsce siedemnaste – Franciszek Smuda. Spośród selekcjonerów prowadzących Polaków w wielkich imprezach zdecydowanie jest najniżej. Był solidnym piłkarzem i trenerem klubowym – z Widzewem awansował do Ligi Mistrzów, miał sukcesy z Legią, Wisłą, a tuż przed objęciem kadry z poznańskim Lechem w Lidze Europy (w składzie miał wtedy m. in. Roberta Lewandowskiego). Jako trener „wygrał los na loterii” – otrzymując misję przygotowania drużyny do Mistrzostw Europy na polskich i ukraińskich boiskach. Kadencja Smudy to konflikty z wieloma piłkarzami, dziwne decyzje personalne, potem naturalizacja cudzoziemców, tzw. farbowanych lisów. Na turnieju – klęska. Niewyjście z najsłabszej turniejowej grupy.

Miejsce osiemnaste – Lesław Ćmikiewicz. Przed laty wielki piłkarz, członek kadry Kazimierza Górskiego, pomocnik. Asystent Strejlaua, przejął od niego stery kadry w eliminacjach do MŚ 1994. Była jeszcze szansa na awans, Biało-Czerwoni ponieśli jednak trzy klęski z rzędu: z Norwegią 0:3, z Turcją 1:2 i Holandią 1:3. Te porażki i „czarna jesień” 1993 roku oceniane są jako najgorszy czas w historii naszej reprezentacji. Na obronę selekcjonera przemawia fakt, że kadrę objął niejako awaryjnie, na budowę zespołu nie dostał czasu.

Miejsce dziewiętnaste – Wojciech Łazarek. Osiągnął sukcesy w Lechu Poznań, trenerem został z konkursu. Kadrę przejął od Antoniego Piechniczka, gdy Biało-Czerwoni mimo porażki na Mistrzostwach Świata uważani byli za będącą w kryzysie, ale jednak czołową drużynę kontynentu. Łazarek przegrał eliminacje do Mistrzostw Europy i do kolejnych MŚ, co było początkiem fatalnej, przegranej serii Biało-Czerwonych (przerwanej awansem zespołu Engela, kilkanaście lat później).

Miejsce dwudzieste – Zbigniew Boniek. Jakim jest prezesem PZPN, toczą się dyskusje. Piłkarzem był bezdyskusyjnie znakomitym. Trenerem? Fatalnym, w dodatku najgorszym selekcjonerem w najnowszej historii reprezentacji. Jako trener klubowy spadł dwukrotnie z Serie A, z drużynami Lecce i Bari. Reprezentację przejął po porażce zespołu Engela w Korei i Japonii w 2002 roku. I w eliminacjach mistrzostw Europy najpierw ledwo wygrał z San Marino, potem przegrał u siebie z Łotwą, następnie w dziwnych okolicznościach zrezygnował z posady. Kadrę przejął Janas, ale eliminacji nie dało się uratować.  Zabrakło punktu. Porażka z Łotwą miała poważne skutki.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img