czwartek, 25 kwietnia, 2024

Jedni chcieliby zamknąć nas w domach, drudzy bredzą, że wirusa nie ma. Między szaleństwem a histerią

1 września dzieci poszły do szkoły, jednak nic nie jest normalnie. Z jednej strony są obawy rodziców i nauczycieli przed pandemią koronawirusa. Z drugiej zapowiedzi kar w razie nie posłania dziecka do szkoły. Z trzeciej – realne ryzyko drugiej fali, z czwartej – przesadna histeria, w którą wpadło wiele osób. Jedni twierdzą, że koronawirusa nie ma, nigdy nie istniał, że wszystko jest wielką ściemą. Inni, wpadają a paranoiczny wręcz lęk, który sprawia, że całkowicie zamykają się czterech ścianach.

fot. Pixabay

Bez wątpienia w powrocie do normalności nie pomaga niespójna polityka rządu, który najpierw zamknął kraj i ludzi w domach i przesadził z obostrzeniami, a potem zachęcał do wyborów mówiąc, że koronawirus został już pokonany, co też było delikatnie mówiąc przesadą. Do wszystkiego dochodzi szaleństwo wylewające się w portalach społecznościowych. Jak jest naprawdę?

Przebrnięcie przez morze kłamstw i niedopowiedzeń w sprawie tego, co dzieje się dookoła jest zadaniem dość karkołomnym. A jednak postarajmy się pokrótce przedstawić największe kłamstwa, tudzież błędy bądź nieścisłości z obydwu stron barykady koronawirusowego sporu.

 

Mity negacjonistów

 Zacznijmy od pierwszego kłamstwa covidowych negacjonistów. „Koronawirus nie istnieje”, lub, w łagodniejszej wersji „koronawirus istnieje od lat 60-ych, a teraz robi się szaleństwo”. Fałsz. W rzeczywistości wirusy z grupy korona istniały od dawien dawna, odkryte zostały już w latach 60-ych, ale były dotąd niegroźne. Odpowiadały za sporą część przeziębień. Koronawirus SARS-CO-V2 odkryty został pod koniec ubiegłego roku. I wywołuje chorobę płuc zwaną COVID-19. Jest dużo groźniejszy od wcześniej znanych koronawirusów.

Mit drugi, powielony niedawno na Facebooku przez rzekomego ratownika medycznego, na którego powołują się potem tysiące internautów – „dotąd nie było czegoś takiego jak  bezobjawowe zakażenia, a teraz nagle się o tym mówi”. To wierutna bzdura, każąca stwierdzić, że albo „pan ratownik medyczny” ratownikiem żadnym nie jest, albo powinniśmy się poważnie obawiać o stan naszej służby zdrowia. Dlaczego? Bezobjawowych chorób jest bez liku. Objawów przez długi czas nie daje chociażby wirus HIV – a przecież osoba zakażona może zarażać, podobnie jest z wirusowym zapaleniem wątroby tupu C. Najbardziej śmiertelne nowotwory – trzustki, czy nerek, są tak groźne właśnie dlatego, że na pierwszym etapie są nie do wykrycia. A więc są BEZOBJAWOWE.

Mit trzeci – należy zrobić sekcje zwłok wszystkich osób zmarłych. Bo umarli zapewne na choroby współistniejące, nie na COVID-19. A skoro tak, należy powiedzieć, że COVID jest niegroźny. I znów kulą w płot. Bo to stawianie problemu na zasadzie – co było pierwsze – jajko, czy kura. Z perspektywy osoby chorej na serce, która umrze po zakażeniu COVID-19 naprawdę nie ma znaczenia, czy bezpośrednią przyczyną śmierci był sam COVID, czy może choroba współistniejąca NASILONA przez działanie wirusa. A z relacji osób, które przechodziły ciężką infekcję wiemy, że COVID nasila działanie chorób współistniejących.

Mit czwarty – chyba najgłupszy. Pokażcie mi kogoś, kto zachorował. To stały argument. Gdy pokażemy już ludzi znanych, pada argument – pokażcie waszych znajomych, nie kogoś z TV. Gdy już pokażemy, czy okaże się, że sami byliśmy chorzy, zazwyczaj rozmówcy zaprzestają dyskusji. Z nami. Bo dalej w sieci rozsiewają teorie, „że przecież na COVID nikt nie chorował”.

Błędy rządzących, zamknęli nas w klatkach

Jednak trzeba przyznać, że spiskowe teorie padają na podatny grunt z prostej przyczyny. Jest nią niekonsekwencja i błędna polityka rządzących. Po pierwsze – samo zamknięcie kraju na samym początku, gdy nikt nie wiedział, w którą stronę epidemia się rozwinie, miało jakieś uzasadnienie. Potem należało to jednak zmienić. Złagodzić szybko restrykcje. Wprowadzić rozsądny plan odmrażania i gospodarki i życia. Należało – chronić miejsca szczególnie zagrożone, jak domy opieki, seniorów, szpitale itd. Zadbać o ludzi chorych. Tam gdzie się da, pozwolić na pracę zdalną. Jednocześnie pozwolić ludziom wychodzić. Zadbać, by nosili maseczki bądź przyłbice. Rząd najpierw zamknął ludzi w domach. Nie pozwolono nawet chodzić na Msze Święte. Zakazał wstępu do lasu. Kazano nosić maseczki wszędzie. A następnie okazało się, że wszystko wolno. Że wybory są bezpieczne. A premier oznajmił, że koronawirusa już nie ma. Po drugie – powszechne nienoszenie maseczek jest też wyrazem pewnego protestu. Przeciwko narzuconym, przesadnym obostrzeniom z początków pandemii. Kolejna sprawa – problemy gospodarcze sprawiające, że gospodarka naprawdę mocno ucierpiała, a fatalne, tragiczne skutki pandemii poznamy dopiero za miesiąc, bądź dwa. Wreszcie rzecz ostatnia, chyba najbardziej oburzająca. Głupie procedury w placówkach ochrony zdrowia sprawiają, że wiele osób nie otrzymuje należnej pomocy. I tu faktycznie negacjoniści mają rację. Ludzie chorzy na raka, na serce, często mają dziś problem z uzyskaniem fachowej pomocy. Także mogą stać się pośrednimi ofiarami pandemii.

Konieczny złoty środek  

W podejściu do pandemii potrzebny jest złoty środek. Odrzucenie zarówno fanatycznych głosów negacjonistów, jak też głosów tych, którzy na nowo chcieliby zamknąć nas w mieszkaniach. Zakazać wchodzenia do lasu, czy pójścia do kościoła. Generalnie: choroba owszem jest. Czy nazwiemy ją pandemią, czy uznamy „tylko” za epidemię czy „tylko” za chorobę zakaźną. Jest groźna, była bardzo groźna. Nieważne, czy zabijała sama choroba, czy spotęgowana przez nią choroba współistniejąca. Z drugiej strony – śmiertelność samej choroby nie może sprawiać, że przestaniemy leczyć się na inne schorzenia. Zamykanie ludzi w domach, kolejne lockdowny, byłyby nie do przyjęcia. Szczególnie, że – co jest faktem – ludzie w naszych rejonach świata przechodzą jednak COVID nieco łagodniej. I, co jest jeszcze bardziej optymistyczne – wg ostatnich doniesień COVID łagodnieje. To znaczy – jest bardziej zakaźny, ale mniej zjadliwy, czyli mniej groźny. Czy doniesienia się potwierdzą, zobaczymy. Jednak bez wątpienia należy bezwzględnie trzymać się kilku, naprawdę prostych zasad bezpieczeństwa. Po pierwsze – higiena osobista, częste mycie rąk, niedotykanie nosa, oczu i ust. Po drugie – trzymanie odległości, dystans społeczny. Unikanie przebywania w zatłoczonych miejscach.  Po trzecie – zasłanianie nosa i ust. Wokół maseczek też narosło wiele mitów, jednak to już osobny temat. Sprawą zajmować się będziemy w serwisie ntw.waw.pl. Jednak trzymanie się zasad nic nie kosztuje. Nie jest groźne. A może pomóc. Po co kusić los.

Andrzej Zarębski

 

 

 

 

 

 

 

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img