wtorek, 23 kwietnia, 2024

Po epidemii przyjdzie kryzys. Może też skończyć się demokracja

Grozi nam autorytaryzm albo PiS-owski, albo znacznie gorszy, narzucony przez siłę, której jeszcze nie znamy, ale która wyłoni się w najbliższych kilkunastu miesiącach. Bo jeśli obie główne siły polityczne nie będą w stanie się dogadać, a kryzys będzie narastać, w pewnym momencie ludzie będą mieli dość. I mogą poprzeć nową formację, która fatalne nastroje społeczne będzie wykorzystywać. Bo, że taka formacja powstanie, możemy być pewni – z prof. Antonim Dudkiem, historykiem i politologiem UKSW, rozmawia Przemysław Harczuk.

fot. Cezary Piwowarki/Wikipedia By Cezary Piwowarski – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=41136305

Mam niewielką satysfakcję – pisałem, że rozwiązaniem kompromisowym, które mogłoby rozwiązać spór wokół terminu wyborów prezydenckich byłoby wydłużenie kadencji Andrzeja Dudy do np. siedmiu lat, ale byłaby to tylko jedna kadencja. Wtedy wybory odbyłyby się już po epidemii i najgorszej fali kryzysu ekonomicznego, a oba obozy polityczne mogłyby przegrupować siły. Teraz taki pomysł zgłasza Porozumienie Jarosława Gowina. Czy jest jakakolwiek szansa na realizację tego pomysłu?

Prof. Antoni Dudek: Znikoma.

Dlaczego?

Wszystko zależy jednak od głównych graczy. I opozycja chciałaby się Andrzeja Dudy z Pałacu Prezydenckiego pozbyć jak najszybciej, Prawo i Sprawiedliwość z kolei chce mieć prezydenta przez kolejnych pięć lat. Nie sądzę, by którakolwiek ze stron chciała tu ustąpić. Choć oczywiście głosowania wiele wyjaśnią. Bo pytanie, czy Porozumienie faktycznie zablokuje głosowanie korespondencyjne dla wszystkich obywateli. Jeśli tak, to czy PiS zrealizuje groźbę i wyrzuci partię Gowina z rządu. A nie ma tu moim zdaniem prostej zależności. Kolejne pytanie: czy Jarosław Kaczyński będzie dalej parł do wyborów na siłę, nawet nie korespondencyjnych. Tego nie wiemy.

Jednak niemal wszyscy zgadzają się, że wybory w terminie, nawet korespondencyjne to ogromne zagrożenie. W dodatku prezydent, który wygra będzie mieć słaby mandat. Wybory za rok oznaczają głosowanie podczas ostrego kryzysu ekonomicznego. Tymczasem wydłużenie kadencji pozwoliłoby przegrupować siły, w dodatku opozycja mogłaby rozliczać rząd z tego, jak sobie poradzi, a za dwa lata odbyłyby się wybory prezydenckie, a w kolejnym roku parlamentarne i samorządowe. Dla demokracji to chyba najlepsze rozwiązanie?

Bez wątpienia, zresztą w ogóle są też inne powody, dla których powinno się wprowadzić jedną, ale dłuższą kadencję głowy państwa. Choćby takie, że w przyszłości jednokadencyjny prezydent, nie musiałby starać się o reelekcję, więc byłby bardziej niezależny od własnego obozu politycznego.

Szansa na zmianę Konstytucji i porozumienie rządu z opozycją jest minimalna. Ale jednak sytuacja jest dramatyczna. Kiedy, jeśli nie w sytuacjach kryzysowych rozmawiać o zmianach ustawy zasadniczej, dotyczących czy to roli prezydenta, czy postulowanej przez Pana decentralizacji państwa?

Akurat jeśli chodzi o decentralizację, to niestety rząd teraz używać będzie argumentu o tym, że właśnie silne państwo jest jedyną szansą na wyjście z impasu. Kiedy rok temu postulowaliśmy decentralizację, mówiłem, że w przeciągu dekady albo wzmocnimy demokrację – właśnie przez zmianę Konstytucji, decentralizację, albo staniemy u progu autorytaryzmu. Nie myślałem, że stanie się to znacznie szybciej.

Teraz czeka nas autorytaryzm?

Grozi nam autorytaryzm albo PiS-owski, albo znacznie gorszy, narzucony przez siłę, której jeszcze nie znamy, ale która wyłoni się w najbliższych kilkunastu miesiącach. Bo jeśli obie główne siły polityczne nie będą w stanie się dogadać, a kryzys będzie narastać, w pewnym momencie ludzie będą mieli dość. Do tej pory ten system działał na zasadzie opisanej przez Migalskiego walki dwóch bokserów, gdzie dwóch się bije i każdy korzysta. Polegało to na tym, że po prostu co jakiś czas grupa wyborców przechodziła na którąś ze stron i strona ta wygrywała wybory. Ale duopol był korzystny dla wszystkich. Teraz ten system, w którym obie strony konfliktu zyskują, powoli się wyczerpuje. Brak dogadania się polityków w czasie kryzysu związanego najpierw z epidemią, a potem ekonomicznego spowoduje wzrost niezadowolenia społecznego.  I Polacy będą mogli poprzeć nową formację, która fatalne nastroje społeczne będzie wykorzystywać. Bo, że taka formacja powstanie, możemy być pewni.

REKLAMA

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

WIĘCEJ

WIĘCEJ W TELEGRAFIE

- Advertisement -spot_img